Nie od dzisiaj, nie od wczoraj, właściwie to od zawsze. W
moim wczesnym dzieciństwie to moje poranne wstawanie rodziło w moich bliskich fale zdenerwowania,
gesty desperacji, łzy zmęczenia. I nic dziwnego jako dziecko byłam już na
nogach między 5 a
6 godziną rano, zimą, wiosną, latem i jesienią ! Mając lat 5, 6, 7 chciałam
by się mną nieco w tych godzinach pozajmowano bo mi się « nudziło ». Moja
chrzestna, u której zdarzało mi się nocować podsuwała mi jakieś kredki i
kolorowanki ale po kilku minutach moja praca była skończona i dalej ją męczyłam
mym « nudzę się ».
Do dzisiaj
to sobie wspominamy.
Rodzice
natomiast lubili w soboty niepracujące czy niedziele sobie do tej 9 h pospać… I
nie należało im przeszkadzać. Tak więc albo robiliśmy “rozrubę” z braćmi czasem
zbyt głośną albo, jak już podrosłam to zatapiałam się na cały poranek w moich
książkach. A były to 3-4 godziny poranka zanim ktoś nie zaczął przygotowywać
śniadania… tak więc zazwyczaj w tym czasie zdążyłam przeczytać już jedną
książkę albo sporą jej część. Bo książki od zawsze były moją miłością!
Tylko u
dziadków w Wałczu miałam wczesno-poranne towarzystwo bo mój dziaek też był
rannym ptakiem.
W liceum
robiłam poranną gimnastykę o godzinie 6, oglądałam TV będąc studentką w Polsce i
jadłam śniadanie, na mszę niedzielną chodziłam na 8 h rano… Nie sprawiało mi to
najmniejszego problemu.
I tak mi
zostało… Choć w ostatnich latach pojawiły się spore problemy ze snem a
szczególnie z zasypianiem ( pojawią się i znikają, okresowo). To one nieco
zbulwersowały mój wrodzony rytm… Nie śpię czasem do 1 – 2h w nocy potem rano
nie mogę się dobudzić, takie błędne koło.
Moja praca
belfra, bywa, że i sporo dojeżdżającego zmusza mnie jednak na codzień do bardzo
wczesnych pobudek i wyjeżdżania z domu kilka minut po 7h. Wtedy dopiero moi
domownicy się budzą…
Dlatego po
raz kolejny – bo pierwszy raz to, to nie jest – korzystam z porad Hal’a Elrod’a.
Wstaję przed 6h rano, każdego dnia, również w weekendy by nie zaburzać mojego
dobowego rytmu. I lubię to! Pamiętam, że gdy pisałam “Nianię w Paryżu”
wstawałam o 5 h rano by przed 7 h popisać
a później szykować się do pracy i to było niezwykle efektywne. Moją
drugą powieść też napisałam o świcie… kilka artykułów, część doktoratu…
To jest najlepszy moment mojego dnia! Ta cisza!
Ten mrok, który rozrzedza się bardzo powoli czasem, jak dzisiaj do godziny 8h z
minutami. To mój “supplement życia”, mój, “supplement dnia i mojej aktywności”. I
pewnie dlatego tryskam zazwyczaj energią, robię w ciągu jednego dnia znacznie
więce niż standardowy obywatel V-tej Republiki, wciąż mam moc, wciąż mam chęć,
wciąż mam zapał. Zawsze mam wszystko gotowe ze sporym wyprzedzeniem a mój dom
funkcjonuje sprawnie pomimo braku “pomocy” z zewnątrz i z wewnątrz.
I tak na
przykład moje lekcje dla klas licealnych na 3 różnych poziomach są gotowe na
dzień dzisiejszy do dnia 18 lutego czyli do początku kolejnych wakacji,
włącznie ze sprawdzianami, kserokopiami dokumnenów dla ponad 245 uczniów. Teraz
już zresztą zaczełam przygotowywać ciąg dalszy, na marzec i kwiecień. Nigdy nie
zastaniecie mnie o 7h50 w kolecje przed kserokopiarką bo coś muszę zrobić na
już. Nie znam takich sytuacji. Co oczywiście mocno wpienia niektórych kolegów i
koleżanki.
Tak jak te adwentowe
ciastka! Jaki związek? – zapytacie…
Oczywisty…
niektórzy koledzy z pracy, gdy przyniosłam im, jak co roku, pudło adwentowych
ciasteczek w 6 czy 7 rodzajach, tak po prostu do przedświąteczenj kawy…
najpierw skosztowali a następnie bardzo ironicznie i z naciskiem dopytywali “Kiedy
to zrobiłaś? Skąd miałaś czas? A ile to zajmuje czasu?”… itd…
Czas… jest
na tej ziemii ten sam dla wszystkich, wymierny, odliczany. Jedni robią w jego
jednoscte kilka razy więcej niż inni. Zależy to z pewnością od wielu czynników.
Ja jednak
jestem przekonana, że zależy to również od naszego poranka. I, że to właśnie
świt jest najlepszym momentem na rozpoczęcie nowego dnia. Elrod przekonuje o
tym w swojej książce niedowiarków.
Poranek… to
kilka liter: SAVERS:
-S jak
silence czyli cisza na modlitwę, refleksję, medytację
-A jak afirmacja, powtarzanie sobie pozytywnych zdań
-V jak wizualizacja projektów, na których nam zależy a które
widzimy już w wersji dokonanej
- E jak
exercice czyli sport – to uwielbiam !
- R jak
reading czyli czytanie
- S jak
scribing czyli pisanie – I to też uwielbiam!
Pokochajcie
wasze poranki… a zmieni się, na lepsze wasze życie!
Dobrze, że podkreślasz osobiste preferencje - bo ja tak jak i Ty lubię poranki, tyle że moje zaczynają się od 7.30 :-) Próbowałam ze sobą walczyć, przyzwyczaić się do wcześniejszego wstawania, ale to na nic. Łatwiej mi zarwać noc, niż wstać o świcie.
OdpowiedzUsuńMysle, ze kazdy ma swoja nature, swoj rytm I chyba bez sensu jest z nim walczyc. Tyle, ze trzeba sie poznac by wiedziec Gdzie sie konczy rytm I potrzeba ciala a Gdzie zaczyna chec Na latwosc, unik czy zwykle lenistwo.
UsuńTak, myślę że to jest biologiczne i trudne do zmiany. Mój tato jest taki sam, myślę że jestem do niego podobna.
OdpowiedzUsuń