W piatek wieczorem rozpoczelismy zimowe, dwutygodniowe wakacje. W tym roku z powodu braku urlopu u Stéphan'a nie wyjezdzamy. Wczoraj za to odwiezlismy Antosia do dziadkow, ktory spedzi 2 tygodnie najprawdopodbniej w Bretanii. Dziadke kupil bilety na mecze futbolowe, jutro kupi mu jakis sportowy szalik, bede razem grac w ping-ponga i w koszykowke. Wczoraj juz podobno kilka partyjek baby-foot zaliczyli. Moi tesciowie maja sale gier w domu i tam maja i baby-foot i bilard i stol do ping-ponga itd... W polowie drugiego tygodnia ma dolaczyc do nich Diana wiec Antek sie cieszy. Przy okazji spotkania z nimi dowiedzielismy sie, ze brat mojego meza zakupil ogromna wiejska posiadlosc pod Paryzem za prawie 2 miliony euro. Tesciowie byli nieco przerazeni ta suma i tym luksusem.
W tym tygodniu Antek wygral kolejny truniej regionalny w badmintona i w srode przyniosl zloty medal. Ja zaliczylam 2 dni stazu zwiazanego z reforma liceum, programow i matur, ale o tym napisze osobno.
Wyslalam tez w ubieglym tygodniu moje kandydatury do szkol europejskich, w tym zrobie te do liceum Alberta I w Monaco. Pracy mam mnostwo i nie wyrabiam sie, ale co zrobic takie zycie jak mowi moja mama!
Tymczasem wiosna rozgoscila sie na dobre... pola sa zielone, w gniazdach siedza bociany, w Royan, nad ocenam kwitna perwiostnki, anemony i bratki. Temperatura wczoraj dosiegla 19°C... rano bylo 16 i po zachodzie slonca o 19 godzinie nadal bylo 16. Luty czy nie luty? Podobno byl taki luty we Francji w 1960 roku.
Trzeba stwierdzic, ze zyc sie chce... od tego slonca, kolorow i spiewu ptakow. Dzis kolejny wyjazd, zaraz po obiedzie nad ocean.
Pozdrawiam niedzielnie!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz