Ibiza to mała wysepka na Balearach, która stała się sławna w latach 1960-1970 za sprawa hipisów, którzy wybrali ja sobie na wakacyjne miejsce... a potem na miejsce do życia. Dziś Ibiza kojarzy się z olbrzymimi klubami, nieustającą muzyka, tańcami, jednym słowem z imprezami. Przynajmniej taki jej obraz mamy tutaj we Francji. Otóż nie jest on prawdziwy. Imprezy i kluby owszem są i istnieją ale wokół stolicy wyspy tylko czyli Eivissa i trwają od polowy maja do końca września.
Pozostała część roku to spokój, cisza i sporo turystów szczególnie osób starszych z Niemiec, Austrii czy Niderlandow. Większą część wyspy jest rolnicza. Po ubiegłorocznym pobycie na Majorce i zachwyceniu się wyspa, postanowiliśmy odkryć powoli pozostałe wysepki. W tym roku, okazyjnie, wybór padł na Ibizę bo lot z Bordeaux był za 21,54 euro w obie strony, wynajem samochodu na tydzień za 73 euro a hotel w cenie naszego klasycznego Ibis czyli 71 euro za dobę za 2 czy 3 osoby. Były to więc tanie wakacje, w słońcu, nad morzem Śródziemnym, w dość luksusowych warunkach.
Do zwiedzania na wyspie jest mało... kilka urokliwych miasteczek ze stolica włącznie. Ale jest dużo do podziwiania, do kontemplowania, do maszerowania, kapania się... plaże są cudowne i pejzaże zachwycają na każdym kroku. Jest tez światło... którego tak mi brakuje, nam brakuje w Bretanii i znakomita kuchnia hiszpańska.
Hiszpanskie śniadanie... kawa z mlekiem i chleb z czosnkiem i szynka bądź serem bądź pomidorami, obficie polany oliwa!
Cmentarze są dość nietypowe.... takie szuflady na trumny zmarłych.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz