Bardzo powoli wracam do zdrowia i wciąż z przygodami. W czwartek zemdlałam w aptece po 15 minutach marszu, w piątek ledwo doczołgałam się na kontrole do lekarza, który orzekł, ze tak już będzie teraz przez wiele tygodni, ale do pracy trzeba wrócić jutro czyli w poniedziałek.
Jutro mam lekcje od 9 do 18 z 2 godzinna przerwa na obiad.
Nie mam pojęcia czy dam radę i jak i czy nie zemdleje jak w czwartek na przykład.
Okaże się jutro.
Zablokowałam sobie mięśnie szyi i bolą jak czort bo wciąż kaszle i od tego kaszlu nadwyrezylam ścięgna, robi się stan zapalny...
Wczoraj na rynku kupiłam u znajomego słoik pyłku pszczelego - to podobno dobre na wzmocnienie po infekcjach. W piątek zrobiła kefir owocowy bo dostałam ziarna kefiru od znajomej w pracy i popijam sobie. Na mikrobiote i probiotyki idealne.
Kupiłam tez kwiatki jesienne. I upiekłam drożdżowca ze śliwkami i kruszonka.
Maly format ale pieklam na dużej blasze jak placek i sok ze śliwek spłynął na dół co nieco podkoloryzował spod ciasta... nie jest spalone tylko skaramelizowane z lekka. Zreszta prawie już nie ma bo zjedliśmy. Pyszności!
Odwolalam mój wyjazd 1 października na plaże normandzkie z uczniami bo lekarz mi powiedziała, ze nie ma mowy w ogóle... mogę tylko robić lekcje i żadnych dodatkowych zajęć... trzeba nadal dużo odpoczywać. Co spotkało się oczywiście z dość agresywna reakcja dyrekcji typu "musi pani jechać bo jest pani wychowawca". No tak ale wychowawca jestem do 18 października i nic nie muszę. Pewnie jutro będzie ciąg dalszy próby sił z ich strony.
We wtorek mam zebranie z rodzicami jako wychowawca przedostatniej klasy liceum... i tez wychowawca tymczasowy więc nie bardzo widzę sens tego wszystkiego.
W środę mam inne ważne spotkanie zawodowe u "opozycji".
To by było na tyle...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz