To był nasz
ostatni dzień w cudownej Italii. Pod błękitnym niebem i codziennie w
temperaturze 34-36°C
wakacje mogł być tylko udane. I takie były.
W naszym
hotelu Ariae w San Giovanni Rotondo śniadanie było iście królewskie. Sery,
jogurty od lokalnych producentów, ciasta robione w hotelowej kuchni czyli
domowe… Objedliśmy się za wszystkie czasy i nawet następnego dnia gdy
musieliśmy opuścić hotel o 6 rano ( śniadanie było od 7) to i tak ten królewski
posiłek połtorej godziny wcześniej nam podano. Serwis w tym hotelu był po
prostu obłędnie profesjonalny i życzliwy. Aż chciałabym tam powrócić!
Posileni
ruszyliśmy na obajzd półwyspu Gargano, który jest Parkiem narodowym. Napoczątek
zahaczyliśmy o Monte Gragano, gdzie istniej klasztor i kościół z początku
Średniowiecza. Doszło tutaj bowiem w VIII wieku to objawień Archanioła Michała.
Miasteczko
leży wysoko, z niego rozciąga się piękny widok aż do Morza Środziemnego. Sanktuarium
Arachanioła wraz z grotą objawień znajduje się pod ziemią, w wyżłobionej
wiekami grocie. Nie można tam robić zdjęć. Schodzi wielkimi, kamiennymi
schodami w dół i w dół. Sporo tutaj pielgrzymów. Średniowieczne freski
przypominają historię i wiarę poprzednich pokoleń. Mnie porażają swoim pięknem.
Antek jest
pod wrażeniem od wczorajszego wieczora. I nagle on, zazwyczaj nieśmiały, staje
przed rzeźbą Maryjną i śpiewa, sam… tłum wokól słucha a mój 12-sto letni syn
sam śpiewa po łacinie Ave Maryja czyli Zdrowaś Maryjo. Z lekka ze Stéphanem
zamarliśmy, ale jego wysoki sopran tak zabrzmiał w tych podziemiach, że ciarki
po nas przeszły. Ludzie, pielgrzymi ściskali mu ręce, gdy skończył i dziękowali
a Antek zmieszany coś szeptał, ale nie wiem do końca co…
Było to dość
niesamowite, duchowe i estetyczne przeżycie.
Popołudnie
za to spędziliśmy rozrywkowo, najpierw przejeżdżając przez Gargano i
zatrzymując się co jakiś czas. Następnie wylegując się na plaży kilka godzin,
pod białą skałą. Wracaliśmy wbrzeżem, robiąc zdjęcia…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz