środa, 27 września 2017

Południowa Italia : 11. W Sanktuarium Ojca Pio.





 

To był piękny niedzielny dzień, 27 sierpnia. Po pysznym śniadaniu u Sylviano ruszyliśmy na północ w kierunku San Giovanni Rotondo. Przejechaliśmy 196 kilometrów i pokłóciliśmy się dopiero pod koniec drogi co do miejsca na obiad… Chłopcy chcieli pizzę ja normalny posiłek z mięsem w roli głównej. Pogodził nas nasz hotel cudownej urody Ariae… i cielęcina z grzybami! Jak to niewiele potrzeba do szczęścia!

Popołudnie przespaliśmy bo byliśmy zmęczeni a pod wieczór ruszyliśmy pod górę do sankturaium Ojca Pio. Mieszakliśmy jakieś 300 metrów niżej.

 

Corocznie przybywa tutaj ponad 7 milionów pielgrzymów! To wyjątkowe miejsce. Ciche, spokojne, położone na szczycie dość potężnego wzgórza. Znacznie mniej tutaj handalrzy dewocjonaljami niż w Lourdes – co bardzo, ale to bardzo nam się podobało.

Jak jesteśmy w Lourdes to idziemy wojskowym marszem przez uliczki prowadzące do sanktuarium bo ja nerowo nie wytrzymuję tego natłoku plastiku i kiczu wszelkiej maści. W San Giovanni można było iść spokojnie, zatrzymać się, obejrzeć za siebie.

 

Sanktuarium jest potężne. Składa się z nowej i ze starej, klasztornej części. Tuż obok potężne gmaszysko szpitalne przyjmuje chorych z całego świata.

Zwiedzaliśmy najpierw starą część wraz z pokojem Ojca Pio, salą operacyjną, w której był operowany, klasztornymi korytarzami, po których chodził.

 

I tak wciąż rozbrzmiewały w mojej głowie słowa Francesci… o jej spotkaniu z Ojcem Pio. Byli wtedy całą klasą. I to co najbardziej jej utkwiło w pamięci to jego oczy i zaraz potem smród. Stygmaty Ojca Pio śmierdziały i to podobno tak, że dzieciom 8-10 letnim trudno było w jego towarzystwie wytrzymać.

 

Zaszliśmy też do krypty, w której Ojciec Pio był początkowo pochowany. Całe 4 lata w grobie a ciało się nie rozłożyło i do dzisiaj zresztą nie rozkłada. Po eksumacji bowiem umieszczono je w szklanej trumnie, która znajduje się dzisiaj w dolnym, nowoczesnym kościele. Widzieliśmy to ciało z bliska, dotknęliśmy trumny. Udało mi się zrobić zdjęcie… i

 

Przyznam, że NIE ROZUMIEM… jak, dlaczego, po co??? Jest w tym jakaś wielka tajemnica, do której nie mam dostępu. Mój mózg jej nie ogarnia.

 

Po mszy świętej zostawiamy dwa listy do Ojca Pio. Ja piszę swój. Antek prawie godzinę ślęczy nad swoim… cały jest przejęty.

 

Gdy opuszczamy sanktuarium jest już prawie ciemno. Ale ludzie wciąż napływają tym razem na wieczorną procesję. Pośród nich Francuzka, z regionu paryskiego. Zaczepia nas miłym:

“ – Wszelki duch Pana Boga chwali, toż tutaj prawie nie ma Francuzów”!

Śmiejemy się razem. Rozmawiamy godzinę… ona przyjechała tutaj na rowerze, mało po drodze nie umarła, ale dotarła. Kupiła świece w tym jedną w naszej intencji…

Znacie to uczucie? Gdy kogoś nie znacie, spotykacie po raz pierwszy, ale wydaję się, że znacie się od lat bo takie ciepło bije od tej osoby… My właśnie to odczuliśmy…

Do dzisiaj mam wrażenie jakbym samego Chrystusa spotkała w tej kobiecie…


Mozaika w starym kosciele, odwiedzanym zreszta przez Jana Pawla II kilkakrotnie.

Krypta - pierwszy grob Ojca Pio.

Pokoj Ojca Pio.

Esplanada pomiedzy stara a nowa czescia sanktuarium.


Niezmienione cialo Ojca Pio


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz