niedziela, 17 września 2017

Wzruszyłam się…




 

Kończyliśmy właśnie niedzielny obiad. Dopijałam wino i smakowałam ostatnie okruchy naszego gruszkowego-deseru z żurawiną, jak mój mąż wyrwał się – zadzowniło, znaczy dostałaś nowy mail.

Kliknęłam w telefon a tam mail od… mojej pani profesor, nauczycielki języka polskiego w dwóch ostatnich klasach podstawówki.

Otworzyłam dość nerwowo i aż mi oddech na chwilę odebrało. Takie słowa… tak miłe, tak dobre słowa czytelniczki mojej pierwszej książki. Po chwili zrobiło mi się nawet wstyd za tę pierwszą amatorszczyznę. Trwało to jednak tylko kilka sekund bo w końcu jestem i z tego dumna a resztę biorę na klatę jak to się całkiem brzydko mówi.

 

Moja pani profesor… ta od konkursu na opowiadanie z 2 wojny światowej – chyba to wspomnienie najbardziej utkwiło mi w pamięci. Wtedy też byłam dumna, że mam taką panią profesor, że dostałam nagrodę od ZBOWID-u i że potrafiłam coś sama napisać.

 

A teraz z panią profesor spotkamy się w okresie świątecznym… telefony wymienione. Nie mogę się doczekać.

Życie jest wyjątkowo dobre i piękne a od kilku dniu nic tylko mnie zaskakuje, wzrusza i rozpieszcza!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz