środa, 13 grudnia 2017

Stan wojenny opowiedziany moim francuskim uczniom. Francuska codziennosc: czesc 134.

W ubieglym roku, dokladnie w ten sam dzien, dzielilam sie z wchodzacymi na ten blog osobami, moimi bardzo osobistymi wspomnieniami zwiazanymi z dniem wprowadzenia stanu wojennego w Polsce.

Dzisiaj od rana, tez nie przestawalam myslec o tej rocznicy. A poniewaz w programie historii pierwszych klas liceum (przedostatnich jakby na polski system przelozyc) mam rozdzial o Zimnej wojnie i nowych konfliktach byla to dobra okazja do podzielenia sie z nimi moimi wspomnieniami, opiniami i analizami.

Siedzieli, wpatrywali sie we mnie, kilka dziewczyn mialo w oczach lzy... Bo wszystko to jest dla moich 16-sto latkow nowe, nieznane, niezrozumiale.
Jedna z uczennic podeszla do mnie i z oczami pelnymi lez pyta " ale jak to mozliwe, ze stoi teraz pani przed nami, zawsze usmiechnieta a jako dziecko przezyla pani cos takiego?".
Hm?... nie znam odpowiedzi na to pytanie. Zycie po prostu choc to oczywiscie banal.

Przypomnialam im wtedy jak wygladala Francja, dokladnie w tym samym okresie. W maju wybrano po raz pierwszy w historii 5 Republiki socjlastycznego prezydenta: François Mitterand. Zniesiono kare smierci. Panowal tutaj wszedzie radosny nastroj, pelen nadziei, oczekiwania na lepsze jutro, na zmiany, na reformy. Francuskie dzieci mialy swoje adwentowe kalendarze wypelnione czekoladkami. W sklepach uginaly sie polki jak dzisiaj a moze i bardziej? Telewizja nadawala filmy Disneya a ulice rozswietlily sie kolorami i dekoracjami.

U nas za to bylo ciemno i szaro. Przed sklepami gigantyczne kolejki - odsluchalismy sobie dzisiaj piosenki "Za czym kolejka ta stoi" ( tlumaczylam im slowa). Czekolady nie bylo tylko, jak ktos zdobyl, wyroby czekolado cos tam... kartki, godzina policyjna, aresztowania, klamliwe Wiadomosci wtedy Dziennik, zamiast papieru toaletowego pociete skrawki gazety a zamiast podpasek Always w najlepszym przypadku wata a gorszym pociete szmatki.
Tak szykowalismy sie do Swiat Bozego narodzenia. Cudowny czas...

Na koniec przeczytalismy razem kilka stron z komisku pani Marzeny Sowy "Marzi" i obejrzelismy tez kilka scen animowanych na podstawie tego komiksu nakreconych. Moje opowiadanie pokrylo sie z tym co w ksiazce i na ekranie.

Mysle, ze tej lekcji historii moi uczniowie nie zapomna. Taki byl zreszta moj cel.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz