Moja bibliotekarka zachwalala mi te ksiazke, odlozyla na bok bym mogla wypozyczyc i przeczytac. W ubieglym tygodniu lektury dokonalam choc tekstu bylo prawie 500 stron i czytalo sie to z zapartym tchem... na poczatku.
Akcja rozgrywa sie w stalinowskiej Rosji i na samym poczatku epoki Chruszczowa. Srodowisko prosto z Lubianki, oficerowie bez skrupulow, bandyci wszelkiej masci. I on, ten jeden... Leo, ktory bedzie dochodzil prawdy ze swoja zona Raissa. Pogmatwana historia. Sporo metafizyki niezbyt dla mnie zrozumialej bo dlaczego brat szuka brata zabijajac te 44 dzieci, wycinajac im zoladek i zostawiajac slady na sniegu w roznych miejscach sowieckiej Rosji?
Ma to miec, wedlug autora, zwiazek z wielkim glodem na Ukrainie i proba zlapania w zimowym lesie kota.
Niestety nic a nic to do mnie nie przemawia. Po raz kolejny wlasciwie przekonalam sie, ze amerykanscy autorzy ksiazek i filmow o sowieckiej Rosji, choc solidnie udokumentowani, nie sa w zaden sposob zdolni do przekazania tego czym ten system byl, jak wygladalo zycie codzienne tam, jaka byla mentalnosc ludzi, co mogli mowic, jesc, jak mogli podrozowac...
Denerwowaly mnie te wszystkie opisy, sledztwa ta krew jak z holywoodzkiego horroru ale nie z swoieckiego gulagu!
Cos mi tutaj nie pasuje, czegos mi brak, wyczuwam falsz, cukierkowa lekture, nieprawdziwa...
Takze czytalo sie dobrze, bo narracja sama w sobie jest pasjonujaca, ale... jakas taka sicence fiction a nie osadzona w sowieckiej rzeczywistosci. i to mi sie bardzo ale to bardzo nie podoba...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz