Kilka lat temu z moja ciocia Marysia... dzis lat 105
W ostatnia niedziele czerwca odwiedzilam babcie mojego meza w domu opieki w Rennes.
babcia Gisèle trafila tam po miesiecznym pobycie w szpitalu uniwersyteckim, na oddziale geriatriii, o ktorym pisalam w maju. Lekarze nie wyrazili zgody na jej samodzielne mieszkanie i skierowali ja do domu dla osob starszych co bylo problematyczne bo miejsc w tych domach jest malo i czasem trzeba dlugo czekac by cos wolnego znalezc.
Babci Gisèle akurat sie poszczescilo i dostala miejsce przy Hôtel Dieu w Rennes, w centrum miasta.
Po raz kolejny bylam mile zaskoczona, ktoryms juz domem opieki, ktory odwiedzam w tym kraju. Miejsce piekne, ukwiecone, wygodne. Babcia Gisèle ma spory, 20 m2 pokoj z lazienka... ma w nim swoj fotel ulubiony, komode, szafe, lozko, rzeczy osobiste.
Jak tylko wjechalismy winda na pierwsze pietro zobaczylismy ja siedzaca w sali, przy stole, i grajaca w karty z innymi pensjonariuszami. Byla ladnie umalowana, ubrana, z nowa fryzura i bardzo sie uradowala na nasz widok.
Razem pojechalismy do ogrodow... my spacerowalismy a ja pchalismy na wozku, posiedzielismy na ogrodowych fotelach, porozmawialismy i dalej zainstalowalismy sie w kawiarni przynalezacej do domu opieki. Tam, za darmo, serwuja wszystkim zimne i cieple napoje oraz bretonskie ciasteczka. Bylo niezwykle milo i bylam zachwycona personelem... te usmiechy, ta radosc, ta delikatnosc i czulosc... pielegniarek, salowych i innego personelu...
Pracuja w warunkach... hm... konca ludzkich egzystencji a zachowuja sie tak jakby w kazdej minucie celebrowali ZYCIE i jego PIEKNO.
W kawiarni jest pianino... jeden starszy pan na nim wlasnie gral ale sa tez organizowane koncerty. jest mnostwo gazet, tygodnikow do dyspozycji pensjonariuszy i jest PROGRAM...
Kazdego dnia cos sie dzieje... gry, przedstawienia, lektury, muzyka i raz w tygodniu wycieczki poza dom opieki... da osob na wozkach tez! Jada do parkow, do muzeum, do kawiarni, nad ocean...
Sa tez msze swiete raz w tygodniu w piatki i inne nabozenstwa dla wyznawcow islamu i judaizmu.
Widzielismy wyraznie, ze Babci Gisèle tam jest dobrze, ze wygladala ladnie i zdrowo, ze nie byla sama, ze miala wspaniala opieke i ze byla zadowolona z tego co przezywala. Codziennie ma zabiegi fizjoterapeutyczne, ktore utrzymuja ja w jakiej-takiej sprawnosci.
Posilki opracowuje dietetyczka i sa w liczbie 4 w ciagu dnia choc do kawiarni mozna chodzic ile sie chce jest otwarta caly dzien.
Tak sobie z mezem pozniej rozmawialismy i stwierdzilismy, ze tez chcielbysmy konczyc nasza ziemska wedrowke w takim domu, otoczeni opieka, usmiechem i zyciem...
I strasznie mnie BOLI, ze zadne z moich dziadkow, ktore odeszlo nie mialo nawet czesci takich warunkow... nie wiem czy to Polska? Czy to mentalnosc? czy co to... ale no wlasnie...
Pisalam o tym w "Odchodzic".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz