W Bordeaux panuja od dwoch tygodni upały... codziennie temperatura przekracza lekka reka 30°C ale niestety nie mamy czasu na relaksy i na plażowanie. Antek kontynuuje szkole internetowo i dostaje juz na nia solidnej alergii... my żyjemy juz wsrod kartonów. Kartony sa w garażu, w salonie, w kuchni, w moim biurze... Meble i urządzenia sie sprzedaje w związku z tym brakuje pewnych rzeczy jak na przyklad zmywarki - myjemy teraz recznie: Antek po śniadaniu, ja po obiedzie, Stéph po kolacji. Zamiast kuchennego bufetu gdzie mialam kubki, sztućce, herbaty, kawy i inne miksery - w dolnej czesci mam 2 kartony stojące na podłodze...
Gemela jest niewyobrazalna choc staram sie zapanować nad nieładem.
Wczoraj prace w garażu pozwoliły na wyrzucenie... jakis 300 litrów zabawek, starych ubran dziecięcych... ba znalazłam nawet 2 nocniki Antka, materacyk z przewijaka i odciągacz do mleka...
Po co ja to tyle czasu trzymałam??? oto jest pytanie!
Mam wrażenie ze mniej wiecej polowa tego co jest w tym domu moim aktualnym jeszcze wyląduje na śmietniku. Czesc sie odda a reszta zostawi bo z jakis 30% dobra materialnych sie aktualnie korzysta.
Obrastamy materia...
Dzis pierwsza kolacja pożegnalną u naszych przyjaciol... pierwszych przyjaciol w Bordeaux czyli u Anne et Didier, jutro druga u Florence... we wtorek albo w srode trzecia u Claudi i Erica... dziwnie mi, choc wiem, ze przyjadę tego lata nas odwiedzić w Rennes to jednak jakos tak smutnawo...
ot zycie!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz