Właśnie wróciliśmy z rynku... zmarzliśmy jak sto diabłów! jest -3 ale z wiatrem więc odczuciem zimna dużo większe. Zielone warzywa są sprzedawane z kawałkami lodu... Część handlarzy nie przybyła na rynek a ci, którzy są maja warzywa i owoce poprzykrywane płachtami, kocami, kartonami. Wyglada to dość osobliwie. Tylko sprzedawcy ryb wiecznie w lodzie przebywajacy na zimno się nie skarżą.
W naszej kuchni piętrzą się cytrusy bo akurat pełnią sezonu na nie ale jest sporo jabłek, gruszek i lokalnych kiwi.
Dziś poszło 103,55 euros na cotygodniowe zakupy w tym 40 euros na warzywa i owoce, 20 euros na ryby, 13 na mięso, 12 na sery i śmietanę, 6 euros u Włocha a 3,30 na naleśniki bretońskie z maki gryczanej.
Tak to wyglada mniej więcej co tydzień. Antek zaraz leci na próbę chóru... a ja się poobijam trochę bo mam wszystko zrobione: zakupy, sprzątanie, prasowanie... cieplutko w domu i milutko z jazzem w tle...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz