Moj mąż mówi do mnie tak...
"Nie sprawdzaj obecności, nie odpowiadaj na nic, nie wpisuj tematów do dziennika elektronicznego skoro nie możesz go otworzyć. Nie dano ci narzędzi pracy to nie pracuj. Olej, Odpuść. Nie chodź bez przerwy do sekretariatu dyrekcji, nie wysylaj maili. Po prostu nie rób NIC. Poczekaj na narzędzia pracy".
A ja tego... nie potrafię... wkurzam się, denerwuje, latam co chwila do dyrekcji by w końcu, może, ktoś znalazł rozwiazanie... wysyłam maile po 2 dziennie, wysyłam wiadomości do biura informatycznego kuratorium by może coś naprawili, by coś się ruszyło... i tak od ubiegłej środy... czyli prawie Tydzień.
Nie dostałam jeszcze ZADNEJ odpowiedzi. Dyrekcja... poza jedna wizyta jest albo nieobecna albo tak zajęta, ze nie można im przeszkodzić...
Tak więc trwam w zawieszeniu. Rozwiązań brak. Chodzenia i dopominania się by dano mi narzędzia mojej pracy... mam serdecznie dość.
Dziś po raz pierwszy nie poszłam... maili nie wysłałam. Nikt nie odpowiada więc po się trudzić.
Od jutra posłucham męża w końcu... przestaje sprawdzać obecność, niczego nie wypełniam, mam wszystko w d...
czyli ustanawiam relacje siłową... Nie ma? A to trudno, to nie będzie...
Może wtedy ktoś się ruszy?
Oto jest pytanie.
Jeszcze jakby udało mi się przy tym nie denerwować, mieć tak zwany luz i zwis... to byłoby idealnie, ale to nie mój charakter.
Ludzie, którzy pracują w sektorze prywatnym nie są w stanie, tutaj we Francji, tego zrozumieć... tej ciągłej nieudolności systemu i jego pracownikow, tego ciągłego "nie działa", "nie ma", "nie wiem".
Ja mam to na codzień. Mojemu mężowi to się w głowie nie mieści. Ten sam kraj.
Ale mam tez cos co cieszy! Relacje z uczniami! poznawanie ich, odkrywanie... zawieram kolejne znajomosci i buduje dobre relacje!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz