To psychologiczne oczywiście. Zbliża się niedzielny wieczór i spakowała torbę na jutro do pracy, wypełniłam kalendarze ten domowy i ten profesjonalny i jak zawsze pojawiła się myli: czy dam radę?
Po pierwsze, nie zawsze muszę dawać radę! Nie ma takiego przepisu czy nakazu!
Po drugie, zrobię tyle ile zdołam, jak zawsze zreszta.
Jutro poniedziałek: lekcje w liceum od 8 do 16 a od 17 pierwsza trymestralna rada pedagogiczna do 18h30. Wrócę pewnie coś koło 19... zjem kolacje, to znaczy najpierw ja zrobię i będę dalej pracować bo zajęcia we wtorek.
Wtorek spokojny: poranne 4 godziny pracy w domu, następnie 3 godziny w liceum, następnie 2 godziny na Uniwersytecie. Skończę koło 20, wrócę przed 21. Zjem kolacje i pójdę spać. Rano pewnie zrobię jeszcze ze dwa obiady i jaka pralkę obsłudze w taka danym międzyczasie.
W srode totalny luz... tylko 2 godziny wykładów na Uniwersytecie, ale tez praca w domu kilka godzin i zakupy na 3 tygodnie plus te dla Antka. Wrócę po 19 i usiądę wtedy.
W czwartek lekcje od 10 do 17. Potem praca w domu. Rano pralki z rzeczami z tego tygodnia.
W piatek lekcje od 9 do 16, potem 2 godziny wykładów na Uniwersytecie, ale w tym samym czasie mam radę pedagogiczna, na która nie mogę pójść. Poinformowałam dyrekcje. Nie odpowiadają jak zwykle. Czyli KLASYK. W piątek nie mam nawet mojej całej przerwy obiadowej bo daje bezpłatne lekcje dla uczniów z Rosji i Ukrainy by im pomoc. Nie ma systemu pomocy we Francji dla takich dzieci...
Także taki tydzień mi się zapowiada. Dziś pracowałam i wczoraj pół dnia tez. Weekendów nie posiadam. Od polowy kwietnia będzie luźniej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz