Coz to za wspaniała lektura była. Zwalniałam tempo by na dłużej starczyło ale wczoraj skończyłam. Może i dobrze bo dziś przyszła niespodzianka, książka nowiutka od cioci Urszuli akurat na wakacje więc radość ogromna.
"Sluzace do wszystkiego" to jak "Chłopki" zapis nieznanej szeroko części naszej polskiej historii o tym co brzydkie w swej większości, o tym co upokarzające, co dramatyczne. Nawet nazwa wydawcy : Marginesy, z tym mi się kojarzy. Znakomicie udokumentowana i pożyteczna lektura.
Wokół tysięcy nieznanych służących i ich pracodawców są tez sportretowane służące znanych Polaków i Polek i nie ukrywam, ze bardzo mnie te opisy zainteresowały i zaintrygowały. Gombrowicz na przykład pisał "Stosunki miedzy klasa średnia a służba domowa wciąż przenika panszczyzniany duch, a wychowanie służących przybiera częściej rozmaite formy "karczowania" niż troski o osoby słabsze i bezbronne..." (str. 96)
A Kazimierz Redl, autor podręcznika dla służących, tak doradzał biednym, poniewieranym dziewczynom :
"Na nikogo, a najmniej na rodziców twoich narzekaj, ze musisz służyć, Bóg tak rozporządził, abyś w takim niskim stanie pracowała na kawałek chleba i dobijała się szczęścia wiecznego" (strona 216)
Byli tez tacy co przestrzegali przed wesołością, sztuka czy literatura bo te maca w głowie... nie należało tez rozbudzać tęsknoty za sprawiedliwością...
Czytając to ciarki idą po plecach. Jak wielka krzywdę wyrządzono tym kobietom, jak wielka krzywdę nadal wyrządza się w "procesach wychowawczych" niektórych dziewczynkom i chłopcom.
Poddanstwo, niewolniczy stan umysłu, brak krytycznego myślenia... Tak było wychowywane tez i moje pokolenie w PRL przez komunistyczne szkoły jak i katolicki kościół. Efekty są widoczne gołym okiem do dziś.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz