Antek potwierdził wczoraj swoje rozgoryczenie po roku pracy wolontariusza w centrum pomocy dzieciom w Wersalu.
Stwierdzil, ze to praca bez sensu, nie przynosząca żadnych efektów a legitymująca wydawanie kolosalnych pieniędzy przez państwo na tak zwany socjal i pomoc społeczna. Oczyszczająca sumienia niektórych polityków, działaczy społecznych i innych instruktorów, którym wydaje się, ze COS robią ale to COS jest totalnym zerem.
Mowil mi tez, ze tego rodzaju praca to jakby zabieranie się za rozwiązywanie problemu od tak zwanej "dupy strony" czyli nie tam gdzie się ten problem powinno zacząć rozwiązywać.
W każdej szkole i miejscowości we Franci są te centra, które zatrudniają różne osoby, a których zadaniem jest pomoc uczniom z różnych szkół: podstawówki, gimnazja, licea w robieniu zadań domowych, podnoszeniu poziomu itd. Problem w tym, ze taka pomoc jest efektywna dla 1-2% jak pokazują statystyki uczęszczających do tych placówek i pozostających w szkołach na tzw "odrobionych lekcjach" dzieci.
Zatrudnione w centrach socjalnych osobach nie maja żadnej motywacji by cokolwiek innego poza tym co już te dzieci znają im pokazać.
Antek mi mówi przychodzą ubrani w dresy i czapeczki z daszkiem jak gimnazjaliści... otwierają centrum. I zaczynają mówić językiem dokładnie takim samym jakiego używają te dzieci... Nie zachęcają ich do nauki, nie tłumaczą po co w ogóle się uczyć... Tak te dzieci nie wiedza nawet po co maja cokolwiek robić... tylko grają w grę "jestem twoim kumplem, ubieram się jak ty, mówię jak ty, zachowuje się jak ty, zobacz jaki jestem fajny i cool... "
Motywacja zerowa, działania jeszcze mniej.
Postepu w zrozumieniu dlaczego mam się czegokolwiek uczyć nie ma, postępów nawet w wiedzy nie ma... Praca bezsensowna totalnie.
Te dzieciaki, Antek miał gimnazjalistów... pochodzą z rodzin upośledzonych społecznie, ekonomicznie i afektywnie. One nie dostały już od życia płodowego tego co każdy homo sapiens powinien dostać... nie dostały afektu, miłości, poczucia bezpieczeństwa. Są więc głęboko upośledzone pod tym względem przez swoich kreatorów. Następnie, dorastając w takich a nie innych rodzinach dorastają w zamkniętych dzielnicach, nawet mieszkaniach czasami, nie maja poza nimi innych wspólnot środowiskowych, społecznych, nie wychowuje ich WIOSKA a wychowuje je bardzo graniczna i bardzo upośledzona społeczność czasem skladajaca się z 5 osób czasem z 30 ale nie wychodzącą poza swój krąg.
Dzieci te na codzień stykają się tez z dużą ilością ograniczeń ekonomicznych. Sposób wyjścia z nich reprezentują dealerzy narkotyków i inny reprezentanci szarej czy czarnej strefy ekonomicznej.
Nie ma wzorców. Nie ma pracy od podstaw... Kilkoma godzinami w centrum czy w szkole próbuje się naprawić zaniedbania i upośledzenia liczące sobie kilka lat.
Dramatyczna diagnoza mojego syna. Jest tez ona i moja.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz