Brzmi
niewiarygodnie? Wiem.
Wczoraj
wieczorem Antoś ze swoim ojcem poszli do teatru, na sztukę dziecięcą
zatytułowaną “ W kraju Nic” – “Au Pays de rien”. Jakież byIo moje zdziwienie,
gdy wracając dobrze po 21h do domu już od progu wykrzyknęli:
-
To
była sztuka o domu babci i dziadka! Czyli z francuska Mamie i Papie !
-
To znaczy ? – spytałam szykując im gorącą
czekoladę.
-
Wszystko w kraju nic działo się tak jak w domu u
dziadków – odrzekł stanowczo i poważnie mój syn. – Nuda i nuda – kontynuował –
uważaj, żeby nie przeszkadzać, nie śmiej się za głośno, niczego nie chciej, no
sama wiesz mamo !
Antek ryczał ze śmiechu.
Poprosiłam męża o wyjaśnienie… a on uderza w te same tony, że sztuka opowiadała
o królu i jego córce, którzy żyją w państwie NIC, a które jest dokładną kopią
domu jego rodziców.
Aż mi ciarki przeszły po plecach…
uhm… Wziełam program i czytam w nim : « Król robi wszystko by
zniszczyć jakąkolwiek wolę i chęć życia. W tym króletwie nie ma miejsca na
emocje, na pragnienia, na pomysły. Ma być zimno, pusto, NIC ma się nie
zmieniać, ma być tak jak jest »….
Rzeczywiście to znakomity portret i moich teściów i ich domu… Tyle, że w
sztuce pojawia się pewnien perturbujący misterną całość element. I w domu
teściów my też od czasu do czasu ich święty spokój zaburzamy… bo jak pisze
autorka książki ( Nathalie Papin) na podstawie, której zrobiono sztukę: Nie
można całkowicie uniknąć spotkania z drugim człowiekiem, relacji z nim… a
jakość tego spotkania określa nasz stosunek do świata… Dzieciom przynależy w
tym tekście inteligencja sensu i wrażliwości.
Cóż w życiu realny, w tej naszej szarej rzeczywistości myślę, że też!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz