Właściwie to miałam pisać o czymś zupełnie innym… o naszej
ostatniej wizycie w muzeum, o Celtach, o nowych książkach, chorobach przyjaciół…
ale deprymuję. Nie pierwszy raz i z pewnością nie ostatni. Nie wiem dlaczego
niektórzy mają wystarczająco serotoniny i dopaminy w mózgu i prawie nigdy nie
deprymują a inni, jak ja, mają tych substancji za mało i pogrążają się w
smutku, melancholi a czasem też w prawdziwej depresji, na długo. Nic z tego co wyżej nie jest mi
obce. Niestety…
I tak mając
pewien zasób wiedzy wynikający z psychoanalizy i terapii behawioralnej zdołalam
już dawno zrozumieć skąd u mnie te braki. Były to dość znaczące momenty, wielkiej ulgi,
poznania i wzruszenia: Eureka !
Wiem skąd ten stan, wiem dlaczego…
Tylko? Hm…
ta wiedza nie wystarcza! Żal do tych, którzy skrzywdzili niczego nie wnosi. Praca
nad sobą, mozolna, powolna zniechęca a czasem wręcz burzy powodując prawdziwie
życiowe rewolucje.
I tak w
ostatni week-end dotarło do mnie, że może właśnie tę kolejną rewolucję
prowokuję i przeżywam… bo już jakiś czas temu – te procesy są bardzo wolne! –
zdecydowałam przestać być SLUZACA! Tak, dobrze przeczytaliście, slużącą bo chyba
tego nauczyłam się najlepiej w życiu… służyć, usługiwać, obsługiwać czyli
mówiąc językiem potocznym: robić zakupy, prać, prasować, sprzątać, układać,
gotować, podawać, znowu sprzątać, zmywać, porządkować, wysłuchiwać, leczyć i…
jeszcze się tłumaczyć i przepraszać bo oczywiście zawsze znajdą się
niezadowoleni!
W tym moim
służeniu zaszłam tak daleko, że jak ktoś ma do mnie pretensje to od razu,
automatycznie, dokładnie badam stan mojego sumienia, gdyż poczucie winy za
wszystko co ja i co nie ja też mam wpojone od kołyski!
Jakież było
moje zdziwienie, gdy pewnego dnia dyskutując z pewnym Francuskim teologiem
usłyszałam: “ He, Agnieszka! życie nie jest po to by znosić i służyć ale by żyć,
masz takie samo prawo do szczęścia jak każdy inny”. Dodam, że było to duchowny…
Obróciłam głowę, wytrzeszczyłam oczy i poprosiłam o powtórzenie, bo myślałam,
że źle coś usłyszałam. Zapadła cisze… po której dopytywać zaczęłam i upewniać
się czy aby na pewno???
No bo
babcia mówi, że taki los, ciężkie życie i że trzeba cierpieć I że kobiety to…
Ciocie
mówią dokładnie to samo a mama to drży na samą myśl o jakiejkolwiek
rewolucji!!! Ma być status quo! Masz zacisnąć zęby, siedzieć cicho, swój
interes owszem ale gdzieś z boku, nie robić fal ani sztormów to nie ocean tylko
zwykła egzystencja, a że pełna cierpienia, niespełnienia, żalu to hm… widać tak
musi być! A nie mówiłam!
I tak jak
worek treningowy między tymi co twierdzą, że tak ma być, tymi, którzy z tego
korzystają a jakże! I tymi, którzy głoszą bądź szczęśliwa, bądź sobą
niezależnie od ceny jaką będziesz musiała za to zapłacić… miotam się od lat. Ale
są postępy, wolne ... a może nawet rewolucja!
W zeszłą
niedzielę przygnieciona pracą, konkursami, domem jak zwykle zabrałam się za
prasowanie. Ja SLUZACA! Miałam na jakieś 2 h bo mąż 9 koszul mi sprezentował,
to znaczy sobie kupił 4 nowe plus 5 znosił w tygodniu… mi niczego nie
sprezentował hi, hi! Ręcę mi do ziemii opadły i stwierdziłam, że NIE, swoje
koszule wyprasuje sobie sam… poinformowałam go o tym i pierwsze pociski
uderzyły we mnie z impetem!
- A co to za zmiany? Emancypacji ci się
zachciało? Ja nie umiem, robię zagniotki, moi koledzy mają lepiej wyprasowane…
Pociski
zatkały mi uszy, dość szczelnie ale nie myśli i przekaźniki nerwoe, te
działały bez zarzutu… Skończyło się na tym, że wyprasował 2, po czym resztę w trąbę
zwinął, co by się łatwiej następnym razem prasowało!, wrzucił do kosza przy
bojowych okrzykach i leżą, już od 5 dni, czekają…
Na moje, "że
żadnego posiłku od lat nie przyrządził i że gdyby coś przyrządził" to może bym i
ze dwie mu wyprasowała parsknął śmiechem!
Tak więc
rewolucja rozpoczęta… ile czasu potrwa? Jakie szkody wyrządzi? A może nas
rozdzieli? Nie wiem… na zdjęciu ładnie wyglądamy, szczególnie na wakacjach, w
codzienny wtorek i poniedziałek dużo mniej …
To bardzo odważny i osobisty post. Nie jestem pewna czy coś pisać w ogóle...Kobiety są wychowywane na służące od pokoleń. Jedne sobie to uświadamiają inne wcale nie. Jedne chcą to zmienić, inne myślą ,że to "krzyż", który muszą nieść w imię czegoś( cóż za nieporozumienie!).Taka sytuacja ,jak sądzę, musi skończyć się jakimś kryzysem. Przypuszczam jednak, że można z tego się wyleczyć ( z tego irracjonalnego poczucia winy i wewnętrznego, chorego przymusu służenia).
OdpowiedzUsuńKarlo jestem pewna, ze mozna sie z tego wyleczyc. Nie jest to lawte, nie jest to szybkie, nie jest to bezbolesne, ale mysle, ze jest mozliwe. Tyle, ze pewnie jak za wszystko w zyciu trzeba bedzie jakas cene i za to zaplacic... choc z pewnoscia sa kobiety, ktore tak nie zostaly wychowane i moze tez zyja wsrod osob, ktore nie uwazaja, ze trzeba "niesc swoj krzyz"... z pewnoscia sytuacji zyciowych jest wiele. Mysle jednak, ze gdy zaczynamy zdawac sobie z tego sprawe, czuc, ze nam to przeszkadza, ze nas rani a czasem wrecz niszczy... nie mozemy czekac i milczec. Hm... ja nie moge.
OdpowiedzUsuńZgadzam sie. Mysle sobie , ze to jest baaardzo powszechne, tzn. wychowywanie dziewczynek na sluzace, a chlopcow na krolewiczow... heh... zupelna bezmyslnosc. Sama staram sie bardziej swiadomie do tego podchodzic ale lapie sie na powielaniu niektorych glupich schematow. Zycze powodzenia!
UsuńTez to widzę dlatego Antka zobowiązuje do scielenia łóżka, składania naczyń do zmywarki i sprzątania po sobie.... Czasem się buntuje, ale na ogół to robi... Zamierzam nauczyć go gotować chociaż w minimalnym stopniu, pracować jakbedzie nieco starszy itd...
UsuńDla mnie byłaś zawsze wzorem idealnej pani domu, wcale się nie dziwię, że wreszcie zaczęłaś się buntować. Najpierw chcemy być księżniczkami, a potem z przerażeniem stwierdzamy, że ktoś nam wieżę zbudował i w niej zamknął jak w więzieniu. Prawdę mówiąc same podawałyśmy cegły. Gdy już oprzytomniejemy wszyscy się dziwią, skąd nasz bunt.
OdpowiedzUsuńŻycie...
Nie przypuszczałem, ze mogę być dla kogoś wzorem? Raczej się czerwienie czytając twoje słowa.... Tym bardziej choć to poza tematem myśle o Tobie mocno, sama wiesz dlaczego.... A cegły owszem podawalam zaślepiona jakimś poczuciem obowiązku, który obowiązkiem nie jest tylko urojonym wmowieniem....teraz cieżko to burzyć i układać od nowa.
UsuńTeż jakiś czas temu byłam żoną Francuza z Sud-Ouest. Więc dobrze znam te klimaty i tę mentalność. Też miałam dosyć robienia za służącą, kucharkę i kochankę w jednej osobie. U mnie skończyło się rozwodem. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńHm? Nie wiem czy akurat przynależność narodowa jest tutaj najważniejsza charakterystyka? Może nie? Bo takich facetów i takie kobiety jak ja spotyka się pod każda szerokością geograficzną. Być może w spoleczenstwach południowych i bardzo katolickich te cechy sa mocniej zarysowane,, uznawane za normę....
UsuńOczywiście, że pewne cechy charakteru spotkasz pod każdą szerokością geograficzną tyle, że pewne cechy są częściej spotykane w jednych krajach, a inne w innych - im dalej na południe tym bardziej macho.
OdpowiedzUsuńŻyczę Ci aby sytuacja się jednak unormowała i abyś odnalazła równowagę w swoim związku. Tym bardziej, że masz dziecko. Ja miałam ten luksus, że nie mieliśmy dzieci.
Dziekuje Moniko! Tobie tez wszystkiego najlepszegp!
UsuńNo i bardzo dobrze robisz!
OdpowiedzUsuńU nas partnersko pod tym względem. A ja chyba mam silny wrodzony egoizm ;)
Mi niestety go chyba brakuje.... Ale uczę się!
Usuń