Wczoraj wieczorem byliśmy z mężem w kinie. Od zeszłego roku nasz syn zostaje
już na kilka godzin sam w domu co pozwala nam na częstsze wyjścia i bycie tylko
we dwoje. Jak był malutki to braliśmy zawsze baby-sitter teraz on sam już sobie
tego kategorycznie nie życzy, bo jak twierdzi duży jest.
Z pewnością możemy mieć do niego pełne zaufanie bo jak dotychczas nigdy nas
nie zawiódł i zachowuje się wręcz wzorowo. Z tego też powodu bo naszych
wyjściach dostaje od nas część pieniędzy, które w przeciwnym wypadku
zapłacilibyśmy baby-sitter.
Jaki jest ten film? Zakładając, że bardzo lubię filmy Alen’a i wszystkie
oglądam… ten jest wyjątkowy, może nawet lepszy od “Match Point”. Przede
wszystkim Cate Blanchette… gra tak, że od pierwszej do ostatniej sceny człowek
jest wbity w fotel! Niesamowity talent uwypuklania wszelkich uczuć
i przechodzenia w kilku sekundach od stanów euforii do kompletnego zagubienia
i depresji.
“Blue Jasmine” to historia kobiety, Jasmine, która po małżeźstwie niezbyt
udanym, gdyż pełnym zdrad i iluzji, aczkolwiek w sensie materialnym niezwykle
bogatym, zostaje bez grosza przy duszy, opuszcza Nowy York by zamieszkać ze
swoją przybraną siostrą w popularnej i biednej dzielnicy San Francisco. Jasmine
cierpi na depresję, wciąż faszeruje się lekami, mówi sama do siebie stawiając
czoła raz po raz okropnej rzeczywistości to znów zamykając się w świecie iluzji,
poprzedniego życia. Ten ostatni preceder ją w końcu zgubi… tak przynajmniej
kończy się ten film.
Wood’y Alen swoim zwyczajem niezwykle celnie zakreśla portrety bohaterów
i klas społecznych, które ze sobą non stop konfrontuje. Mierność ludzkiej
kondycji niezależnie od przynależności społecznej, ekonomicznej czy kulturalnej
jest tutaj wątkiem przewodnim. Jej maz Hal okazuje sie zwyklym oszustem. Jej
siostra zdradzajaca, niedojrzala panienka choc ma juz ponad 40 lat. Wszystkie
pierwszo i drugo planowe role sa naznaczone tym aspektem miernosci...
Nie byłabym kobietą jednak, gdybym się nie zachwyciła w tym filmie strojami…
elegancją, wnętrzami… Jasmine jest typową reprezentantką, gdy o te dziedzny
życia chodzi, tzw: klasy wyższej – hm nie wiem jak ją po polsku dobrze określić?
We Francji bym powiedziała BCBG, bogate, wykształcone, żyjące w centrum miast
mieszczaństwo, dysponujące wiejskimi rezydencjami, grające w golfa, dyktujące
pewne trendy…
Jej elegancja bije z ekranu! Torebka od Hermès, model Kelly, marynarka od
Chanel, perły na szyi i w uszach, w bogatszych momentach diamenty też, spodnie
znakomicie skrojone z mokasynami, jedwabne bluzki i niezwykłe eleganckie
sukienki… fryzura, makijaż… po prostu typowa reprezentantka tej grupy społecznej
w pełnej krasie. Choćby dla tych strojów i dla tej elegancji warto obejrzeć ten
film…
Nawet w momentach wielkiego cierpienia, nawet zrujnowana, klasa tej kobiety
przyciąga i zachwyca a Blanchette idealnie do tej roli pasuje… Kontrast
z przyrodnią siostrą jest “grinçant” jak by napisali Francuzi…
Film wyjątkowy, warty obejrzenia…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz