niedziela, 6 października 2013

« Blue Jasmine » czyli ostatni film Wood’iego Alen’a

Wczoraj wieczorem byliśmy z mężem w kinie. Od zeszłego roku nasz syn zostaje już na kilka godzin sam w domu co pozwala nam na częstsze wyjścia i bycie tylko we dwoje. Jak był malutki to braliśmy zawsze baby-sitter teraz on sam już sobie tego kategorycznie nie życzy, bo jak twierdzi duży jest.



Z pewnością możemy mieć do niego pełne zaufanie bo jak dotychczas nigdy nas nie zawiódł i zachowuje się wręcz wzorowo. Z tego też powodu bo naszych wyjściach dostaje od nas część pieniędzy, które w przeciwnym wypadku zapłacilibyśmy baby-sitter.







Jaki jest ten film? Zakładając, że bardzo lubię filmy Alen’a i wszystkie oglądam… ten jest wyjątkowy, może nawet lepszy od “Match Point”. Przede wszystkim Cate Blanchette… gra tak, że od pierwszej do ostatniej sceny człowek jest wbity w fotel! Niesamowity talent uwypuklania wszelkich uczuć i przechodzenia w kilku sekundach od stanów euforii do kompletnego zagubienia i depresji.



“Blue Jasmine” to historia kobiety, Jasmine, która po małżeźstwie niezbyt udanym, gdyż pełnym zdrad i iluzji, aczkolwiek w sensie materialnym niezwykle bogatym, zostaje bez grosza przy duszy, opuszcza Nowy York by zamieszkać ze swoją przybraną siostrą w popularnej i biednej dzielnicy San Francisco. Jasmine cierpi na depresję, wciąż faszeruje się lekami, mówi sama do siebie stawiając czoła raz po raz okropnej rzeczywistości to znów zamykając się w świecie iluzji, poprzedniego życia. Ten ostatni preceder ją w końcu zgubi… tak przynajmniej kończy się ten film.



Wood’y Alen swoim zwyczajem niezwykle celnie zakreśla portrety bohaterów i klas społecznych, które ze sobą non stop konfrontuje. Mierność ludzkiej kondycji niezależnie od przynależności społecznej, ekonomicznej czy kulturalnej jest tutaj wątkiem przewodnim. Jej maz Hal okazuje sie zwyklym oszustem. Jej siostra zdradzajaca, niedojrzala panienka choc ma juz ponad 40 lat. Wszystkie pierwszo i drugo planowe role sa naznaczone tym aspektem miernosci...







Nie byłabym kobietą jednak, gdybym się nie zachwyciła w tym filmie strojami… elegancją, wnętrzami… Jasmine jest typową reprezentantką, gdy o te dziedzny życia chodzi, tzw: klasy wyższej – hm nie wiem jak ją po polsku dobrze określić? We Francji bym powiedziała BCBG, bogate, wykształcone, żyjące w centrum miast mieszczaństwo, dysponujące wiejskimi rezydencjami, grające w golfa, dyktujące pewne trendy…



Jej elegancja bije z ekranu! Torebka od Hermès, model Kelly, marynarka od Chanel, perły na szyi i w uszach, w bogatszych momentach diamenty też, spodnie znakomicie skrojone z mokasynami, jedwabne bluzki i niezwykłe eleganckie sukienki… fryzura, makijaż… po prostu typowa reprezentantka tej grupy społecznej w pełnej krasie. Choćby dla tych strojów i dla tej elegancji warto obejrzeć ten film…



Nawet w momentach wielkiego cierpienia, nawet zrujnowana, klasa tej kobiety przyciąga i zachwyca a Blanchette idealnie do tej roli pasuje… Kontrast z przyrodnią siostrą jest “grinçant” jak by napisali Francuzi…







Film wyjątkowy, warty obejrzenia…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz