To była ta niespodzianka długo przede mną ukrywana. Jeszcze wczorajszego poranka mąż wspominał coś o Adamskim, Gabrielu… POlaku z pochodzenia, prowadzącym w Bordeaux znakomitą restaurację na Placu Giełdowym. Byłam więc prawie pewna, że pójdziemy tam. Jednakże po wejściu do samochodu okazało się, że wiozą mnie i wiozą. Domyśliłam się gdzieś w połowie drogi jak zupełnie czytelne stały się znaki na Pauillac, że jedziemy w stronę ujścia Garonny do Atlantyku. Już w zeszłym roku marzyłam by zjeść coś u Jean-Luc Rocha, byłego ucznia znanego w całym świecie Thierry Marx, który prowadził przez lata restaurację w Cordeillan-Bages. Jak się okazało, że parkujemy przed zameczkiem z XVII wieku miałam szeroki uśmiech na twarzy…
Miejsce przepiękne, malownicze, łączące w sobie tradycję winnic i francuskiego klasycyzmu z nowoczesną kuchnią opartą na emulsjach i innych espuma’ch.
2 gwiazdki to nie byle jakie odznaczenie ! Takich restauracji jest zaledwie 100 na świecie, większość we Francji i w Japonii, kilka w USA . W Polsce niestety nie ma jeszcze ani jednej choć jak mówił w ostatnim wywiadzie pan Modest-Amaro marzy mu się druga gwiazdka… bo on jako jedyny ma u nas w kraju pierwszą!
Zamiast słów jednak niech powiedzą coś o tej kuchni zdjęcia…
Zapraszam na szerszy fotoreportaż …
A z informacji praktycznych: Zamek należy do sieci Relais et châteaux, znajduje się tutaj hotel 24 pokoje i suit yod 203 euro w górę za dobę, śniadanie kosztuje 28 euros, obiad od 90 euros w górę, menu dziecięce 15 euro tylko ! Restauracja i hotel są zamknięte w okresie zimowym, gdyż położone wśród zamków Médoc związane są z turystyką oenologiczną.
Na zdjeciu tytulowym Amuses-bouches czyli drobne przystawki: cromesquis, tartar z wolowiny z pesto, mini-tarteletki z orzeszkami ziemnymi pokryte galaretka z kokosa. Po czym na stol, po wizycie Sommelier i wyborze win wjechaly takie oto kule porcelanowe a w nich:
a w nich tartar z ryby "Maigre" nie wiem jak po polsku?, zatopiony w emulsji z kalafiora i pokryty espuma z marakuji - jednym slowem "niebo w gebie"!
podano rowniez pieczywo, w kilku rodzajach oraz
cztery rodzaje masla: z yuzu, z pieprzem baskijskim czyli Piment d'Espelette, z jakims kremem i to czwarte? niestety juz nie pamietam!
na przystawke podano specjalnosc szefa: jajko mollet w musie z sera Comté, do tego paleczki chorizzo... to bylo przepyszne i ta mieszanka struktur... mniam...
w miedzyczasie Antek przebiegl sie po tarasie, wsrod winnic...
Dzieciece danie glowne: poledwica wolowa, ziemniaki sautés, purée z pasternaku z brunoise z warzyw.
I nasze danie glowne: jagniecina faszerowana lekko suszonymi pomidorami i oliwkami, purée z pasternaku, grzyby Trompettes de la mort, brukselka...
Czas na deser - ten byl Antkowy, wokol czekolad... nasze dwie myszki
a ten byl nasz! caisto orzechowe, mus z mango, purée z dyni oraz bita smietana kasztanowa...
i jedno napisze dzis bym z checia pojechala tam jeszcze raz!
tradycyjne cannelés i czekoladki do kawy
po takim obiedzie nie ulega najmniejszej watpliwosci, ze jedzenie jest SZTUKA... i ze mam sporo postepow do poczynienia w tej dziedzinie!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz