Tak, to już
dzisiaj, za kilka godzin zacznę odliczać czas od czterdziestu i zera, później
będzie czterdzieści jeden…
Urodziłam
się około godziny 19, nikt jednak nie wie dokładnie, o której, gdyż poród mojej
matki był wyjątkowo ciężki. To było w szpitalu w Kołobrzegu, w 1973 roku, w
środę. Moją mamę potraktowano w ten dzień jak śmiecia. Salowa krzyczała, że “
po co dawała skoro teraz się drze! Zamknij się!” - wołała. Lekarze badali nieustannie bez
znieczulenia powodując tym samym nieustające omdlenia mojej matki. Tylko jedna
kobieta, starsza położna głaskała ją po twarzy dodając otuchy. Byłam dzieckiem
przenoszonym, ponad 2 tygodnie… ogromnym! Bo ważyłam 4700 w dniu urodziń choć
dziś do najpotężniejszych kobiet nie należę. Byłam dzieckiem lekko podduszonym.
Myślę, że ten dzień nie był łatwy ani dla mojej mamy ani dla mnie samej. Miałam
też być Natalią…
Coś mi w
duszy zostało z tych przeżyć?
Moi
rodzice, intelektualiści w Polsce Ludowej nie cieszyli się żadnymi względami,
wręcz przeciwnie. Mieszkali na sublokatorce, w wynajętym pokoju u rodziny
noszącej popularne nazwisko Grochowiaków… nie mieli prawie nic a moje
pojawienie się na świecie zostało uczczone zakupem kilku szklanych butelek,
gumowych smoczków, wózka i chyba jakiegoś koca czy kołdry, o których do dziś
słyszę.
Jednym
słowem urodziłaś się w biedzie choć rodzice na ciebie czekali i kochali cię od
pierwszego wejrzenia – no jak już doszła mama do siebie a tata przyzwyczaił się
do twojej “ogromnej głowy”, która napędziła mu stracha!
Pierwsze
miesiące i lata nie należały do najłatwiejszych. Sublokatorka, nieustanne
zmienianie niań bo wtedy profesjonalnych nie było, a były to tzw: starsze
panie, czasem palące czasem pijące, czasem niemowlę same w domu pozoostawiające…
aż tata drzwi balkonowe u jednej takiej wybił jak mnie samiutką w wózku
płaczącą pooglądał a ona? Cóż w kolejce stała, za czymś tam, jak to w tamtych
czasach codziennie bywało. W wieku 3 miesięcy zaliczyłaś też samotny,
miesięczny pobyt w szpitalu koszalińskim na oddziale chorób zakaźnych – a
zapalenie płuc to było. Do dziś ten pobyt odbija ci się kochana! jak na
psychoanalizie jeden znany specjalista stwierdził, ale cóż pozostań optymistką
co cię nie zabiło to cię wzmocniło?
Później już
było trochę lepiej… byli dziadkowie i ten najukochańszy do końca! Wakacje u
nich i nawet dość długi jeden pobyt, gdy tata twój w Indiach przebywał i pół
Azji samochodem marki Star przejechał a
ty u dziadków… choć łez też nie brakowało bo braciszek twój, młodszy z mamą
mieszkał w innym mieście a ty u dziadków sama.
Tata
wrócił, któregoś poranka, pamiętasz dokładnie ten moment, gdy wszedł do
mieszkania – jednopokojowego, w którym mieszkaliście w czwórkę? Obładowany był
strasznie, jego broda i wąsy myliły tropy, ale to był on!
Gdy urodził
się Paweł, drugi brat, mogliśmy w końcu opuścić kawalerkę. Rodzicom przyznano
mieszkanie w blokowisku, całe 46 metrów na 5 osób. Co to było za szczęście.
Pamiętasz jak goniliście się z mamą w ciąży po tak wielkim mieszkaniu? Wydawało
ci się ono ogromne! I ta ciuchcia rodzinna z pokoiku do pokoiku, z kuchni do
łazienki, gdzie nie dało się już wykręcić.
U dziadków
to była inna bajka… mieszkanie 137 metrów, olbrztmi ogród, strych, piwnica,
podwórko i ich dwoje. Szkoda, że nie mieszkaliście wtedy w tym samym mieście.
Może można było się zamienić?
Tam były te
szczęśliwe momenty. Jakiś bardzo manichejski był wtedy twój świat? Dobro i
radość w Wałczu, kłopoty, niepokoje, kłótnie rodziców w domu. Czasem, owszem
zdarzało się i coś dobrego, ale z dzieciństwa rodzinnego domu pamiętasz
niepokój, ból brzucha ciągły, łzy mamy, wściekłość taty i psoty z braćmi. Z nimi zawsze było cudnie,
trzymaliście się razem!
Najbardziej
nie lubiłaś zim. Horror zimna, popękanych ust, zmarźniętych dłoni, stop i te
rajstopy! Pamiętasz te rajstopy kłujące, opadające bez przerwy jak obwarzanki?
Paczki świąteczne w pracach rodziców: podeschnięte galaretki, wyroby
czekoladopodobne, czasem kwaśna pomarańcza? Kapelusze z papieru i za małe
sukienki, kozaki do reszty stroju w ogóle nie pasujące… Jak to wszystko jest
daleko! Jak cho lernie daleko!!!!
Tak samo te
karteczki różnokolorowe 500 g
mięsa z kością, 1 kg
cukru… I ty trzymająca je w ręku “ Pani tutaj nie stała!” “ No dziecko posuń
się wreszcie!”…
Pamiętasz
szkolną szatnię w podstawówce numer 5 w Koszalinie i ten woreczek z kapustą
kiszoną zakupiony w samie na przeciwko z ćwiartką chleba? Z Moniką i z Beatą
zajadałyście się tym rarytasem jak drugiego dania na szkolnej stołówce zabrakło
dla was choć opłacone było?
Wakacje w
tamtych czasach to były wyjazdy do babci, kilka kolonii, jeden obóz harcerski,
później oazy… I raz ten wczasy co tato dostał w przydziale, całe 2 tygodnie!
Nad Bałtykiem… ładnie wtedy było choć miałaś już 15 lat, czerwony dwuczęściowy
kostium i krótkie włosy. Pannica, wzorowa uczennica, od lat, świadectwa z
paskiem, pianino, dziecko nie sprawiające żadnych problemów wychowawczych…
Żaden punk czy inny hippis… grzeczna dziewczynka!
W końcu
lata liceum, ekstra, super! Byłaś gospodarzem klasy, śmieszką Ziutą, którą
lubiano… I zachłyśnięcie się Paryżem w 1991 roku, pierwsza wymiana, pierwszy
raz pod Wieżą Eiffel’a z Izą! Szaleństwo absolutne szaleństwo. Marzeń pełna
głowa ale puste kieszenie i psychika zza żelaznej kurtyny… nieświadoma, niedokształcona,
pogubiona, zakompleksiona. Sierotka
Marysia, która marzyła by być kimś? Tylko to Kimś… co miało oznaczać.
Wiele
twardych ciosów, dramatów mniejszych i większych, przyśpieszony kurs dorastania
i dojrzewania… Grzeczna dziewczynka nie może być już non stop grzeczna bo
niegrzeczni ją spożyli i wydalili to co zostało!
Wzmocniło
cię to?
Pewnie bez
problemu obeszłabyś się smakiem… ciut więcej szczęścia, i może pewne sprawy
potoczyłyby się inaczej?
Dziś masz
40 lat, o przepraszam 39 lat, 11 miesięcy, 30 dni i 20 godzin, około.
Uśmiechasz się do siebie, szeroko… twój syn ma inne dzieciństwo, ty masz inną
dorosłość niż ta twoich rodziców… czy dziadków. Twój dom nie przyprawia cię o
ból brzucha, to miejsce radosne, ciepłe, gdzie możesz spokojnie położyć wciąż
młodą głowę. Lubisz je! Ba kochasz je!
I choć
wiele w nim brakuje i wiele osób w nim dzisiaj brakuje to jednak są…
Jesteś
kobietą, dojrzałą, ładną, momentami szczęśliwą, z rzadka zalewającą się łzami.
Gdy patrzysz wstecz widzisz wiele piękna i dokonanych rzeczy, gdy patrzysz w
przyszłość widzisz zapełniony po brzegi kalendarz, mnóstwo planów, projektów i
siebie samą za kolejne 40 lat, radosną spełnieniem.
Czy
mogłabyś umrzeć dzisiaj?
Mogłabym…
ale skoro te 40 lat minęło to może czas na następne 40, 50 a może nawet 60?
Całuję cię
mocno!
A teraz idź
w końcu i dokończ te CZEKOLADOWE EMOCJE… bo rodzina i przyjaciele chcą byś na
nich dziś, symbolicznie, 4 świeczki zdmuchnęła!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz