Przywiezli dzis w poludnie nowa wykladzine tarasowa zwana sztuczna trawa... tylko ja kupuje te bez plastikowych wystajacych koncowek. Moja jest dokladnie taka jak wykladzina w pokoju tyle, ze pod spodem ma takie kauczkowe mini-stozki, plus ma oczywiscie dziurki do odprowadzania wody... dlatego jest ogrodowa. Ostatnia wytrzymala 3 lata ale jak pokazywalam niedanow zdechla na amen, pokryla sie mchem, zmienila kolor itd... Za te 20 m2 zaplacilismy 96 euro wraz z dostawa, przycielismy, polozylismy.
Stol jest stary, krzesla tez, cala reszta jest stara zreszta. Brakuje dwoch zoltych lezakow, ale dzis nie jest az tak cieplo, zaledwie 17°C. I brakuje czarnego grilla, ale go tak rzadko uzywamy... nie wiem czy przez ostatnie 3 lata 3 razy zostal uzyty, nowiutki Weber... trzeba bedzie zainstalowac w tym roku. Moj brat juz sie dzis rano deklarowal, ze jak przyjada to on bedzie grilowal.
a na koniec sekrecik zdradzam... wiecie co robie ja na tarasie? Skacze na skakance... jak jest cieplo to kazdego dnia tak po 15 minut. Az pewnego dnia Rebecca, moja amerykanska sasiadka dzwoni do moich drzwi i pyta co to za halas dziwny i czy w porzadku, czy ktos kogos nie bije tutaj bo hlast, hlast, hlast rytmicznie... smiechu miala co niemara jak jej skakanke moja pokazalam...
Pozdrawiam wiosennie!
ps. Magdo jeszcze muru artystycznie nie oszpecalam druciakiem, ale wezme sie i za to... bielic jak na przyjazd bisukupa nie bede! przyrzekam!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz