Wielkosobotnia ja... sfotografowana przez meza, ktoremu podobal sie moj dzisiejszy makijaz i uczesanie - postanowil wiec uwiecznic.
Wszystko skonczone... gdzies jeszcze unosi sie zapach drozdzowej baby z 20 zoltek i roztopionych czekolad, ale dom oczekuje w ciszy na Zmartwychwstanie, gotowy do swietowania! My siedziemy na tarasie, czytamy, gadamy, pdgryzamy co nieco. W tle smiech dzieci, rozkwitaja roze - troche jakby nie wielkanocnie ale majowo...
Na stole kroluja jajka, pisanki i ciasta reszta czeka w lodowce.
Co roku ten sam rytual, to samo tempo. I przygotowujac te Swieta to uczucie WSPOLBYCIA, KOMUNII z tymi, ktorzy odeszli i ktorzy to samo przgotowywali i mi to przekazali... a ja powtarzam, co roku niezmiennie, niezaleznie od tego czy mam akurat wakacje czy pracuje, czy jade do kogos na Swieta czy zostaje w domu, czy jestem zdrowa czy chora, czy odczuwam wewnetrzny pokoj czy roztargnienie... Co roku to samo... Jestem z nimi i ze soba, wpisuje sie w ten dlugi ciag czegos co mnie przerasta. czuwam, mysle, medytuje, modle sie.
JESTEM...
Zycze Wam Pieknych Swiat Wielkiej NOCY i blogoslawienstwa ZMARTWYCHWSTALEGO.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz