W zegarku podarowanym mi przez mamę, który nosiłam ostatnio padła bateria. Coś szybko te baterie padają. Kiedyś trzymały dobry rok teraz 6-7 miesięcy. Obsolescence programmée jak to się mówi po francusku. Więc nie wiem dlaczego wyjęłam z pudelek mój stary zegarek, który mąż mi kupił w Rzymie w 2006 roku, w sklepie u Furla. Dostałam wtedy ich torebkę i zegarek. Pamietam, ze oryginalnie miał taka krokodylowata bransoletkę. I taka tez kupiła dziś, w nowej wersji, stara rozsypana w proch. Wymieniłam baterie i działa. Więc przez kilka miesięcy ponoszę teraz ten zegarek. Torebke nosze do dziś!
Tak wśród obiadowych makaronów z pistacjowym pesto... podpisałam ostateczna umowę na audiobook na papierze. trochę długo szedł list polecony z Polski. Cale dwa tygodnie.
Jutro odeśle papiery to proces ruszy.
Tymczasem pichcę sobie bo coś mnie ochota większą na gotowanie wzięła. Pewnie dlatego, ze mam ciut więcej czasu. Rok się kończy. Lekcje wszystkie już gotowe. Kończę, poprawiam? Jutro zacznę wypisywać opinie na świadectwa by to w miarę sprawnie szło a ze mam ponad 700 do wypisania to wole zacząć wcześnie.
Dzis na obiad spaghetti z pistacjowym pesto. Wczoraj na kolacje szparagi i grillowany ser halloumi z sosem miętowym. Przepisy są już na blogu kulinarnym.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz