niedziela, 19 lipca 2015

We wnętrzu wygasłego wulkanu – Auvergne. Opowieść wakacyjna cz.1.

 photo DSCF3289_zpsja8v5etb.jpg





 


W czwartkowy poranek wyruszyliśmy z naszego rozgrzanego do granic możliwości Bordeaux w stronę Auvergne i Masywu Centralnego. W drodze do Avoriaz postanowiliśmy zatrzymać się na dwa dni w krainie wygasłych wulkanów. Dzielący nas do bram Clermont Ferrand dystans pokonaliśmy sprawnie w trochę ponad 4 godziny zatrzymując się po drodze na obiadowy piknik przeze mnie przygotowany już w środowy wieczór.



Wczesnym popołudniem czyli około godziny 14 byliśmy już przy wulkanie Lemptégy. Był to nasz zdecydowany wybór po lekturze i zaciągnieciu opinii u przyjaciół nie zdecydowaliśmy się na zwiedzanie parku Vulcania, gdzie wstęp kosztuje ponad 25 euro od osoby a z wulkanów mamy rekonstrukcje, kamienie i atrakcje dla dzieci. Wybraliśmy nieekslopatowany (po 2 wojnie światowej z tych terenów wydobywano sporo kamienia do rekonstrukcji budynków na terenie całego kraju) od 2006 roku wulkan Lemptégy. Tutaj też nie obeszło się bez dwóch atrakcji typu 4D jak w Futuroscope ale taką dawkę przeżyliśmy !


 


Kraina wulkanów… podnóże Alp, geologicznie związane z formacją tych gór w Europie. Wulkany w Auvergne wybuchały od około 90 000 lat temu do 8 000 lat temu, kiedy to wybuchł ostatni rujnując pierwsze ludzkie osady w tym regionie.


 


 photo DSCF3292_zpsezguerhj.jpg

 photo DSCF3297_zpsjnbhtf7f.jpg

 photo DSCF3298_zpslwbyraak.jpg

 photo DSCF3300_zpsr0sdzt7k.jpg




Wnętrze wulkanu… wygląda jak znane z kosmosu zdjęcia niezamieszkanych planet. Przewodnik tłumaczył nam z czego taki wulkan się składa, pokazywał kompozcyje skał : te najlżejsze wyrzucane w górę scories i te ciężkie tranchéite i skały bazaltowe jak i najróżniejsze mieszanki tych warstw. Wnętrze wulkanu ogląda się z wagoników turystycznego pociągu, który zatrzymuje się tylko w 2 miejscach ( ochrona) by turyści mogli sobie postąpać bo wulkanicznej ziemii i nazbierać kilka kamieni. Reszta jest pod ścisłą ochroną.


 


Zwiedzanie jest dość długie, trwa ponad 2,5 godziny choć to nie jest zbyt olbrzymi teren. Wstęp kosztuje tutaj 13,50 euro od dorosłego turysty.


 photo DSCF3302_zpsc4fwbixv.jpg
Antka stopy na leciutkich kamieniach scories... sprzed 30 000 lat.

 photo DSCF3303_zpslf9ltyb9.jpg
Posrodku czarna bryla katedry






Wieczorem dojechaliśmy do naszej mety i kwaterunku w Clermont Ferrnad, które jest stolicą tego regionu. Miasto położone jest w dziurze, dosłownie, w dziurze otoczonej wulkanami. Zimą jest tutaj okropnie zimno i wieją wiatry a latem upały… nie wspominając o zanieczyszczeniu powietrza ( my mieliśmy indeks 7 na 10 ! czyli truciznę do oddychania i 40°C w cieniu!). Miasto dawniej przemysłowe dziś nie przyciąga nowych mieszkańców i nie jest samo w sobie zbyt interesujące. Na jego panoramie – czarna, zbudowana z kamienia wulkanicznego zwanego kamieniem z Volvic średniowieczna katedra.


Zakwaterowanie znaleźliśmy w 3* hotelu des Puys z centrum miasta przy Placu Delille, korzystając jak zwykle z oferty internetowej czyli 87,5 euro za noc, za pokój zamiast 114 euro – oficjalna cena. Wystroj iscie wulkaniczny - czarne sciany w pokoju, nowoczesne lampy, czarne biurko. Hotel jest znakomicie położony – wszędzie jest blisko. Dojazd idealny. Parkingi wokół na małych uliczkach a jak ktoś chce to może 12 euro za parking hotelowy też zapłacić. Dobrze, że w pokoju była maszyna i kawy Nespresso oraz czajnik bo śniadanie kosztuje aż 14 euro od osoby czyli tyle ile kosztowała nas tradycyjna kolacja auvergnacka… na zdjęciach truffade – zapiekanka z ziemniaków z serami z regionu czyli z Cantal i z Saint Nectaire, do tego szynka lokalna surowa i sałata, oraz zapiekanka z małych pierożków ravioli – de Dauphiné – gorzej wyglądała ale lepiej smakowała.  Kuchnia z Auvergne jest ciężka, kaloryczna, niewyrafinowana… taka dość siermiężna ale smaczna!


 photo DSCF3317_zpswuul04ev.jpg
 photo DSCF3304_zps4d1abost.jpg

 photo DSCF3305_zpsyszfjppc.jpg




Miasto to kilka fontann z XVI wieku, Kościół romański – cudowny! Z XIII wieku Najświętszej Maryi Panny z bram miasta oraz rzeźba Vricingétorix’a, który pokonał rzymskie legiony pod Gergovie, nieopodal miasta, przegrywając kilka lat później, w 44 roku przed Chrystusem bitwę pod Alésia z Juliuszem Cezarem i jego wojskiem.


Tę rzeźbę częściowo wykonał Bertholdi czyli autor słynnej nowojorksiej Statuy Wolności… stąd ten podziw!


 


 photo DSCF3308_zpsohzy8kdk.jpg
Kosciol romanski
 photo DSCF3309_zpswwzobdlc.jpg

 photo DSCF3310_zpsdc4gyf3z.jpg

 photo DSCF3311_zps1mbgqxsj.jpg


Katedra Wniebowziecia Najswietszej Maryi Panny, czarna na zewnatrz i czarna w srodku!


 photo DSCF3312_zpsvwl9ws05.jpg


Uliczka w starym miescie, w tle, widoczny zewszad najwyzszy szczyt wulkaniczny Puy de Dôme 1450 metrow.

 photo DSCF3313_zpsnbjo3lwl.jpg
Truffade
 photo DSCF3314_zpsaxjavvub.jpg
Raviolis dauphinés


 photo DSCF3315_zpsyi99nqal.jpg
Vercingétorix

 photo DSCF3316_zps6cdfvcgq.jpg
Wnetrze katedry, gdzie wieczorem bylismy na koncercie znakomitego choru Les petits chanteurs de la Croix de Neuilly - akurat na tournée: chlopcy i mezczyzni. Antek nie mogl odpuscic!



 photo DSCF3318_zps7tjydyhd.jpg
Puy de Dôme widok z dolu






Następnego dnia… kierunek najwyższy wulkan Auvergne czyli Puy de Dôme 1450 metrow. I to od podnóżka wulkanu do samej góry! Bo tak wyglądają wulkany w tym regionie. I ten wulkan zapamiętamy bo mieliśmy super pomysł! Wjechaliśmy pociągiem na górę, zwiedzaliśmy szczyt, jakieś 100 metrów różnicy poziomów po czym zdecydowaliśmy się rozgrzać przed Alpami i zejść pieszo… he, he… do dziś mamy takie zakwasy w łydkach, że ledwo się ruszamy! Nie ma jak to znajomość terenu.


 


Schodzenie – w prostszej wersji trwało 1h45 minut ale było na tyle strome, że czuło się każdy mięsień nóg i pośladków. Ja miałam szczerze dość nie mówiąc, że temperature dochodziła spokojnie do 38°C w cieniu! Najszybciej zszedł Antek miał 15 minut nadwyżki czasowej, najwolniej ja! Mnie najbardziej boli jego najmniej!!!


 




 photo DSCF3319_zpszzklfbxo.jpg


 photo DSCF3326_zpsuea5gh9g.jpg


 photo DSCF3327_zps1eauliju.jpg


 photo DSCF3329_zpsi1jhjrco.jpg


Ten wulkan przyciąga sporo turystów. Na jego szczycie znajduje się stacja meteorologiczna oraz centrum badań naukowych. Nieco niżej ruiny świątyni Merkurego z czasów republiki i cesarstwa rzymskiego – miejsce pielgrzymek w starożytności. Widoki na wulkany wokół cudowne! Jest kilka restauracji i bar ale my jak zwykle kupiliśmy co trzeba na piknik. I na szczycie jest mały domek z maszynami do kawy, wodą źródlaną, stołami wewnątrz i na zewnątrz gdzie można spokojnie piknikować obserwując wulkany i czekając na ich przebudzenie!


 


Popołudniu pojechaliśmy jeszcze do miasteczka Volvic słynnego na świecie ze względu na niezwykle czystą wodę mineralną o tej samej nazwie…


 


 I tak zakończył się nasz pobyt w krainie wulkanów.




 photo DSCF3335_zpsokqzy4ov.jpg


sala degustacji wody i napojow Volvic...

 photo DSCF3336_zpsnrjkcg9u.jpg
Jedna z najstarszych butelek 1935 rok



 photo DSCF3337_zpsq5en5dv6.jpg
Pomysl, ktory sie nie przyjal - woda mineralna w puszkach jak w konserwach 1961 rok.




1 komentarz:

  1. Wulkany to zupełnie nie moje klimaty, ale przeczytałam, bo wiedzy nigdy za wiele ;)
    Czekam na dalszą relację z wakacji :)

    OdpowiedzUsuń