Jak w kazdej francuskiej gminie... kosciol i zaraz obok merostwo! Historia Francji widoczna na kazdym kroku!
Przed wczorajszymi burzami, które przyprawiały o dreszcze
ranek był jeszcze gorący i słoneczny. Zjechaliśmy więc do Morzine, 800 metrów
niżej by zwiedzić miasteczko i zrobić zakupy na cały tydzień górskiego życia. Nie
przypadkowo wybraliśmy środę. Akurat w ten dzień jest w Morzine cotygodniowy
rynek a ja rynki uwielbiam !
Gdy trwa rok szkolny nie chodzę zbyt często bo nie mam czasu
ale na wakacjach lubię łazić, wąchać i próbować. Co niestety doprowadza do
szału i mojego męża i syna. Ten duży nigdy nie wie ani co ugotować ani co by
chciał zjeść ani już tym bardziej co należy kupić. Na zadane pytanie :
« - Co chcesz jeść ?... odpowiada
-
coś lekkiego »
Po czym przy stole wcina wszystko od przystawki do deseru
czy to lekkiego czy ciężkiego !
Ten mały z koleji jak zobaczy sklep sportowy to już go nie
ma ! musi wejść i siedzi tam całymi minutami więc stragany z serami,
kiełbaskami czy owocami nic a nic go nie interesują.
Cała logistyka spoczywa więc na moich jeszcze solidnych
barkach, ale jak długo będą one solidne ?
Wracając do Morzine… urocze, alpejskie miasteczko. Nie ma tutaj wysokich budynków jak w Avoriaz tylko same drewniane “chalets” ukwiecone do bólu! Tak, tak miasteczko ma maksymalną ilość francuskich odznaczeń gdy o ukwiecenie chodzi. Więcej się nie da… Jak Evian, gdzie byliśmy dzisiaj.
Te domy są u góry zamieszkane a w dole znajdują się (w centrum) sklepy, restauracje, warsztaty.
Jeden tak, widoczny na zdjęciu a nazwany “Górskim koszykiem” czyli Panier montagnard bardzo nam się spodobał. Ganek, kwiaty i te produkty… Od razu rzuciliśmy się na górskie delicje czyli ciastka nadziewane świeżymi jagodami i malinami posypane orzeszkami pini… nie zdążyłam uwiecznić! Może za tydzień?
Jaaakie pyszności. Ja między serami a tymi kiełbasami chyba bym dostała oczopląsu :)
OdpowiedzUsuńja tez uwielbiam!
OdpowiedzUsuń