Kto chce jesc to musi isc/jechac po zakupy...
W Bordeaux jezdzialm raz w tygodniu. Na jednym rondzie mialam supermarket w wersji drive, na przeciwko sklep ekologiczny gdzie czyniłam wiekszosc zakupów a jak czegos brakowało to po drugiej stronie byl Grand frais i tam sie uzupełniało. Powrot do domu samochodem zawalonym 10 siatkami. Rozladowanie i jedzenie... caly tydzien.
W Rennes sytuacja inna. Mieszkam prawie w centrum, parking nie zrobiony wciaz... wiec do supermarketu ide pieszo jakies 10 minut. Tam robie zakupy na caly tydzien z dostawa darmowa do domu. Czyli wchodze i wychodze z torebka. Po godzinie pan przywozi wszystko co zakupiłam i wnosi do kuchni. Jedyny warunek zakupy wieksze niz 90 euros w Carrefourze a jak w super U to wieksze niz 120 euros. Bez problemu dla mnie bo zawsze mam na 160 euros minimum.
A w sobote bede chodzic na rynek Lices, gdzie kupuje chleb, sery, owoce, warzywa, mieso i ryby czyli to co świeże. Tym razem ciagne za soba wózeczek zakupowy.
Zmiana taktyki jednym słowem. Narazie mi odpowiada.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz