Czyli drugie pierwsze początki w miescie, w ktorym juz kiedys mieszkałam. Wczoraj rano bylam biegac wzdłuż Villaine, dzis po raz pierwszy w nowym mieszkaniu wyciagnelam mate do jogi i poćwiczyłam.
Antek trenuje w klubie codziennie wieczorem. Szkola juz mu sie prawie skończyła choc jeszcze jakies resztki przedmiotów spływają... a to niemiecki a to matematyka i porankami zdaza mu sie cos zrobic szkolnego.
Ja na tyle na ile moglam to juz urządziłam mieszkanie choc musze pokończyć pewne sprawy jak w koncu dostane garaz i pomieszczenie gospodarcze. Jak sie okazuje to jakas wyższa szkola jazdy z tym zalaniem. Wiec czekamy. Ja czekam.
Moj maz natomiast urządził wczoraj awanture z powodu zbyt twardej ściany i niewbijającego sie gwoździa. Byla to jak sie dowiedzialam moja wina, gdyz zbyt bardzo sie spieszę z tym urządzaniem mieszkania. Nie watpię, gdyz w jego wykonaniu oprawienie zdjecia dziadka zajęło juz mu dokładnie 17 lat i 4 miesiace i wciaz nie zostało wykonane a ja po tygodniu mam urządzone cale mieszkanie i w szafach porządek... wiec trudno mu to znieść leząc na kanapie z telefonem w reku.
Nic to. Ja robie swoje i po swojemu.
A w sprawie ściany i gwoździa pan maz wezwał swojego tatusia na pomoc, ktory z teściową zjedzie tutaj jutro by tego gwoździa wbić!!!
Kwiatki na stol kupiłam sobie wczoraj sama i bardzo mi sie podobają. Zabiore sie znow tez za pisanie. Takie moje zycie narazie.
pozdrawiam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz