Ostatnim akcentem naszych swiatecznych wakacji byl 4-dniowy wypad w Pireneje do Cauterets. Miasteczka w ktorym bylismy juz wielokrotnie czy to latem czy zima. To tutaj wlasnie Antek w wieku lat 3,5 rozpoczal swoja narciarska przygode. I tym sposobem jezdzi swietnie na nartach po wszystkich trasach zreszta, nawet tych czarnych. Tego niestety nie mozemy powiedziec ani ja ani moj maz. Stéph daje rade na czerwonych ja tylko po zielonych oslich laczkach! za to tylko ja w rodzinie jezdze na biegowkach! Bo lubie i wole niz narciarstwo alpejskie.
Takze nasze dni zlecialy im na nartach od godziny 9 do godziny 17 non stop... Mi na biegowkach 2 godzinki dziennie, plus 3 godziny sanatorium na moje drogi oddechowe. uwielbiam! Baseny pod dachem i na zewnatrz jak pada snieg to jest "bosko"! A popoludniami to ja juz pracowalam tak po 4 godziny dziennie bo musialam poprawiac prace uczniow.
Zatrzymalismy sie w 3 * hotelu Sacca i tam mielismy tez kolacje. Sniadania robilam w pokoju. W pierwszy dzien sniegu w miasteczku nisko bo na 900 metrach poloznym jeszcze nie bylo ale byl na trasach.
Fajnie tam sobie odpoczelismy. I z tym zapalem, glowa pelna wspomnien i dobrych emocji ruszylismy od poniedzialku do naszych szkol i prac. Dobrze idzie poki co i byle tak dalej choc myslimy juz o kolejnych wakacjach, ktore sa juz za 4 tygodnie!!!! strasznie szybko w tym roku. Mamy pomysl by leciec do Maroka... i chyba zrealizujemy...
Antek w sanatoryjnej kawiarni na goracej czekoladzie.
Widok z naszego hotelowego okna.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz