Wiem temat wpisu brzmi bardzo prowokacyjnie. Niestety
wzbogacona od wczoraj niezbyt pozytywnym doświadczeniem postanowiłam o nim
napisać.
Z okazji Świąt Bożegonarodzenia dostaliśmy w prezencie dwa
bilety na « Jezioro Łabędzie » w wykonaniu Baletu z
Sankt-Pteresburga. Ofiarodawca kierował się z pewnością szlachetnymi pobudkami
bo balet i mój związek z Rosją i fajne wyjście…
Problem w tym, że wszystko to okazało się jeśli nie jedną
wielką klapą to pozostawiło po sobie gorzki smak i cień frustracji. Spektakl
urządzono w hali – lodowisku miejskim. Gdy tam weszliśmy i zobaczyliśmy
plastikowe krzesełka sportowe, sztucznie ustawione trybuny, zasłąniętą czarną
płachtą scenę to nas z lekka zatkało. Myślałam, że przyszłam na jakiś mecz
hokejowy czy inny turniej ale z pewnością nie na balet. Moj maz wciaz powtarzal " qu'est-ce que c'est glauque!" To jest oczywiście
problem miasta, że nie ma odpowiedniej Sali pomimo 5 istniejących ? Ale
też problem trupy, która zgodziła się w takich warunkach występować.
Zrozumiałam jednak szybko, że wszystko rozbija się o kasę… Miało być wielkie widowisko a nie
klasyczny spektakl. Studentki odprowadzały widzów do swych miejsc – w tym
momencie daje się jej napiwek… co chwila słyszałam obrażone głosy widzów, że
jak to mają jeszcze napiwek dawać? Nie wszystkich na szczęście! Obok mnie, za
mną Iiprzede mną smród frytek z ketchupem i kubłów z popcornem!!! Tak, tak
dobrze czytacie frytki i pop corne na klasycznym balecie…. Plastikowe opakowania
pod krzesłami, "gluglu" pitej prosto z butelki wody i bzzyk komorkowego telefonu
bo 3 razy prosily żeby wyłączyć ale niketórzy uznali, że wiedzą lepiej.
W tym koszmarze… za 80 euro 1 bilet! Bo Masówka zawsze jest
wyjątkowo droga wystarczy o koncertach popowo rockowych wspomnieć, znakomici
tancerze… 2 akty spektaklu cudownie zrobione w klasycznym stylu i 2 pozostałe –
KOSZMAR ! Kolorowe stroje, przytupy, przyklaski…. Byle się masom podobało,
bo trudno chyba, według autora spektaklu, wymagać od mas by zrozumiały
subtelność baletu i historię opowiedzianą w Jeziorze…. Czajkowski musiał się
wczoraj nieźle w grobie poprzewracać !
Starałam się nie denerwować… siedzieliśmy po lewej stronie
więc pierwsze skrzypce do mnie nie docierały – taka akustyka…. Za to perkusji
miałam aż nadto w uszach. W przerwach rozmowy naszych spektaklowych sąsiadów
przegryzane chrupiącą bagietką z camembertem dodawały szyku : « o
widziałać jaki ten , no ten ma seks, jak widać przez te jego rajstopy, ha, ha,
ha »… itd, itd… nie będę cytować bo się zdenerwuję zaraz… Jedyne co sobie
przyrzekliśmy to NIGDY WIECEJ ! NIGDY WIECEJ MASOWEK ! czy to
baletowych, operowych, kinowych, ubraniowych, wakacyjnych czy każdych innych…
nie pasują do nas a my do nich.
Zamknęłam oczy… pierwszy raz widziałam Jezioro w operze w
Poznaniu, jako dziewczyna jeszcze… było tam 9 łabędzi… później widziałam je w
Operze w Bastille tam ich było 36, co mnie zaskoczyło. W Teatrze Bolszoi w
Moskwie łabędzi było 48 i był to pełen uroku spektakl, wczoraj było ich 20,
znakomitych tancerek…. Tylko ich
talentu szkoda na taką salę i takie przyjęcie.
Współczuję, nawet nie próbuję sobie tego wyobrazić!
OdpowiedzUsuńDziękuje Ruda.... Jest czego...
UsuńA może podejść do tego z poczuciem humoru? tzn. potraktować jak jakiś happening, czy coś w tym stylu? ;-)
OdpowiedzUsuńPotraktowalam raczej jako ciekawa, jak dla mnie obserwacje socjologiczna- kulturowa. Główny temat muzyczny utworu przypominał mi wciąż o tym cudownym filmie " ludzie i Bogowie " który we mnie siedzi.... Dobre i to.
OdpowiedzUsuńGdy pomysle, ze to prawie 300 zl w Polsce, to wierzyc mi sie nie chce. Kiedys w Yorku chcialam zobaczyc operetke - profesjonalny teatr, nie powiem. Tylko widownia - czy musza pic, jesc, saczyc alkohol. Poza tym brak szatni (bylismy zima). Do innego teatru bylam przyzwyczajona....
OdpowiedzUsuńNiestety.... Tamte szatni nie było a na lodowisku było tak zimno, ze przez 3 godziny wiedzieliśmy w plaszczach, kartkach, niektóre dzieci z czapkach na głowie... Paranoja!
UsuńA mialo byc takie pieknie :) Jak sie slyszy balet... StPeterburg... szkoda. Nauczka na przyszlosc, wnioski wyciagniete
OdpowiedzUsuńfaktycznie zgrzyta...
OdpowiedzUsuńmnie sie wydaje, że cywilizacja ostatnio taka tandetna jest... "postęp" technologiczny oznacza niejadalne jedzenie, tandetne otoczenie i ogólne zatrucie środowiska, mało widzę na plus...
oglądając dzis zdjęcia Alei Marcinkowskiego w P. widzę to samo.
http://poznan.gazeta.pl/poznan/1,36001,13488041,Zanim_powstala_Galeria_MM__czyli_historia_slynnego.html