piątek, 25 października 2013
mam problem... z tozsamoscia
Nie od dzisiaj, nie od wczoraj, od bardzo dawna… Wracam ze szkoły samochodem do domu, gdy wsiadam, automatycznie włączam odtwarzacz CD albo USB… lecą polskie piosenki. Śpiewam, drę się czasami na całe gardło nie tylko po to by odreagować ale też po to by poczuć… Kim jestem !
Brzmi dziwnie ?
Nie wiem jak dobrze ubrać w słowa to chcę powiedzieć. Nie ulega wątpliwości, że każde urodziny, imieniny czy Święta są dla mnie zawsze « ciężkim przeżyciem ». Tymi dniami, które powodują, że mam doła. To tak jakby powracający bumerang uderzał cię z impetem w głowę.
Mało kto to rozumie…
Wczoraj zadzwoniła z życzeniami Francesca, moja była sąsiadka z podparyskiego Clamart, Włoszka… ona zrozumiała od razu :
« Nie martw się jutro będzie lepiej – powiedziała na wstępie, co roku ba kilka razy w roku to samo, tępy, niewysłowiony ból, gdzieś w środku, miejsce niezidentyfikowane, natężenie zależne ». Roześmiałyśmy się.
Mój mąż, jego rodzina i pewnie moja w Polsce też nie tylko nie rozumie, ale jeszcze ją to denerwuje ! Bo jak to tyle masz, wszystko pięknie, cacy, mąż cię kwiatami prezentami obsypuje… czegoż możesz chcieć więcej ?
Nie wiem… sama nie wiem…
Rozmawiałam z Alicją, Polką, przyjaciółką z Rennes… ona czuje to samo, rozumie… ten brak całości, spójności, ta dziura, której niczym nie udaje się zapełnić a jak już się ją trochę zasypie to ubywa z drugiej strony… Jakby twoje ciało było serem z dziurami, nie do zatkania, nie do zasypania. Nie to nie ciało choć boli fizycznie, to dusza, duch, duchowność, to coś co o tobie stanowi.
W zeszłym roku, na lekcjach medytacji w pełnej świadomości byliśmy prowadzeni głosem terapeutki. Przy jednym z ćwiczeń myślałam, że wyjdę z siebie! Mieliśmy przyglądać się naszym myślom, patrzeć na nie, na ich swobodny przepływ. Głos terapeutki brzmiał po francusku… moje myśli zapisywały się po polsku! Nie, nie od razu, po kilku minutach… jej głos drażnił mnie tak bardzo, że wstałam i wszyłam z Sali. Gdy skończyli ćwiczenie zawołali mnie do środka. Wytłumaczyłam… płakałam tam, bo strasznie mnie to bolało. Tak jakby ktoś tymi francuskimi dzwiękami, które uwielbiam notabene, posługuję się nimi na codzień, celował we mnie jak kulami.
Terapeutka zamyśliła się i powiedziała: “ to bardzo wiele mówi o tobie, o twojej tożsamości, wartościach”.
Urodziny… stosunek życzeń otrzymanych w różnej formie wygląda następująco 1/10 z Francji, reszta z Polski, od Polaków i innych obcokrajowców!
Pytam dzisiaj męża, czy nie sądzi, że jest to wyraźny indykator, wskaźnik, znak czegoś ważnego?
Zdenerwował się… Nie mogę z nim na ten temat rozmawiać.
Umówiłam się z terapeutką, tą od medytacji, na poniedziałkowy wieczór…
Wiem, może większość z was powie, że nie mam innych problemów, że sobie coś tam wymyślam, że lepiej w takim wypadku zająć się pracą itd, itd… niestety te argumenty do mnie nie przemawiają! Ja muszę to zrozumieć!!! Muszę w końcu rozwiązać te supły, który mnie uwierają!
Tylko jak?
A za wszystkie życzenia ogromnie, ogromnie DZIEKUJE!
prezent wczorajszy, moze zdjecia bede lepsze robic?
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
W jakimś sensie rozumiem ten ból. Gdy wyproszadziłam się ze Śląska bardzo silnie odczuwałam rozdwojenie. Do dziś urodzinowe życzenia otrzymuję ze Śląska, imieninowe z Pomorza. U Ciebie owo rozdwojenie jest pewnie jszecz bardziej dotkliwe.
OdpowiedzUsuńto chyba też jestem w jakimś sensie w tym klubie... pozdrawiam, fajnie , że masz miejsce do pisania, pozdrawiam z zimnej Norwegii
OdpowiedzUsuńRuda tak, mysle, ze zmieniajac région, miasto po latach Tez sie to odczuwa.
OdpowiedzUsuńMonia kto jak kto ale ty wiesz o czym pisze.... Pamietam te twoj rozwazania za i przeciw? Gdzie mieszkac?
OdpowiedzUsuń