Opuscilismy wczoraj nasz kochany domek by z walizkami i z lekkimi obawami wsiac na pokład pierwszego samolotu: Bordeaux - Paryż. Na lotnisku Charles de Gaulle Antek dostawał lekkiego oczopląsu bo na tak olbrzymim lotnisku jeszcze nie był. Przechodziliśmy z 2 f do 2 e i zajęło to ponad 20 minut dość szybkiego marszu. Nasz AirbusA340 stał juz przy rękawie ale miał jakis problem techniczny z klimatyzacja. Odlecielismy wiec dobre 45 minut po czasie.
Miejsca zamawiając bilety zarezerwowalam juz wczesniej wiec siedzieliśmy razem a Antoni przy oknie.
Przyznam, ze pomimo licznych lotów boje sie latać samolotami bo jak wchodzę na pokład to mam takie uczucie... Nie wiem czy wysiade i ta świadomość zawsze nieco mnie niepokoi.
Lecielismy prawie7 godzin. Po drodze było chyba z 4 czy 5 zon ostrych turbulencji, o ktorych uprzedzał kapitan. Brrr... Tez ich nie lubię. Ale oprócz tego było bardzo, bardzo dobrze. Wiele sie zmieniło od 10 lat, gdy po raz ostatni leciałam przez Atlantyk. Program rozrywkowy Air France przede wszystkim znakomity! Wybór filmów, dokumentów, seriali, dzienników... Na ekranie przed tobą. Do tego niesamowity wybór muzyki, stacji radiowych a nawet program relaksująco- gimnastyczny samolotowy. Było tez mnóstwo gier dla dzieci. Cała drogę Antka nawet nie słyszeliśmy tak bardzo był zajęty.
Dostał tez w prezencie piórnik z materiału a w nim samolot papierowy do złożenia, gumki do produkcji bransoletek - totalny szał u nas jest na nie, kredki, zagadki, cukierki.
Ja juz na wstępie sie przespalam bo każdy dostaje poduszeczke i koc z polaru wiec jest dość wygodnie.
Air France najwyrazńiej promuje Francje na niebie a przede wszystkim na podniebnym talerzu. Było smakowicie! Podano obiad : najpierw apprentif wiec francuski szampan dla nas i słone miniaturki, na przystawkę sałatkę z bulgur i z soczewicy z ogórkiem, na danie główne kurczak w sosie brokulowym z makaronem oraz dwukolorowa marchewka, na desery ser, ciepłe bułeczki, masło, frytki z jabłka oraz ciasto kawowo- karmelowe. Po tym herbata i kawa.
Przed ladowaniem podano podwieczorek bardziej na angielska modlę: mini kanapki, białe sery, czekolady...
Dolecielismy szczęśliwie i w dobrej formie. Autobusem dostaliśmy sie do centrum, do naszego hotelu i poszliśmy spać choc była tutaj tylko 19 h.
Dziś rozpoczęliśmy etap 2 - Montreal...
I uśmiecham sie bo uprzejmość Kanadyjczyków przypomniała o sobie... Juz od wczoraj. Rozmawiamy z ludźmi w autobusie, w metrze, na ulicy, w parku. To jest coś niesamowitego jacy oni sa mili, uczynni... We Francji trudno o takie zachowania!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz