Niagara to przede wszystkim przepiękne miejsce, taka perełka natury, dzikiej, nieokiełznanej. Ale we wszystkim jest szkopuł. W wypadku wodospadu to miasto, które dziś liczy 82000 mieszkańców i które z cudownego daru natury zrobiło migający neonami biznes.
Wszystko mozna kupic, zagrać w golfa wsród plastikowych dinozaurów niecały kilometr od wodospadu, wejść do strasznego domu, przejechać sie na dziesiątkach karuzeli i obezrec hamburgerami, lodami i innymi frytkami po czym beknąć solidnie i iść podziwiać to co jest tutaj naprawdę do podziwiania.
Oj, lekko zdegustowana jestem... Jak na plazy w Kołobrzegu.... Wsród budek z zarciem i z muzyka i straganów przyslaniajacych morze. Szkoda.
Jednakże, nie daliśmy sie wciągnąć w ten amerykański-kanadyjski kicz. Obeszlismy wodospad, podziwialiśmy, zrobiliśmy mnóstwo zdjeć a przede wszystkim na statku podplynelismy nad sam jego brzeg.... Brrr. Niesamowite doświadczenie!
do Winnipeg, o świcie. Ale co sie najadlam strachu to moje. Bo było śmieszniej GPS jest spóźniony wiec posługuje sie tylko mapami w nieznanym mi całkowicie mieście i jak narazie nie pomyliłam sie jeszcze. Moj maz mówi, ze jestem " mistrzem swiata" w orientacji, i czytaniu map... Napawa mnie to duma! Choc mistrzem swiata nie jestem.
Bardzo ciekawie piszesz o Waszej podróży. Czytam od konca do początku a wciaga coraz bardziej :-)
OdpowiedzUsuń