Od wczoraj jesteśmy w Bostońie a wlasciwie pod Bostonem w ślicznej, historycznej miejscowości - Concord. Przyjemńie kojarzy sie z Paryżem, czyż ńie? Ale mało ma wspólnego ze stolica Francji. A znaleźliśmy sie tutaj po zmianach przez mojego męża wprowadzonych bo początkowo mieliśmy zainstalować sie w Brockton. Po refleksji wybór padł jednak na Concord. To pod Concord miała miejsce pierwsza bitwa amerykańskiej rewolucji w 1775 roku. Nieopodal po raz pierwszy wojska amerykańskie zwyciężyły Brytyjczyków. W XIX wieku Concord to kolebka literacka Stanów Zjendoczonych. Ralph Waldo Emerson czy Louise Alcott tworzyli tutaj i akcja słynnej powieść " Cztery córki doktora March" rozgrywa sie wlasnie tutaj, w Concord. Jak dobrze czuć w powietrzu te atmosferę i stapajac po starych śladach odczytywać zapomniane wersety i zdania.
Wczoraj przeszliśmy sie trochę po tzw : Historic Concord bo tutaj, w hotelu mieszkamy. Wieczorem udaliśmy sie na kolacje do włoskiej restauracji, po dzisiejszej wizycie w Bostońie mniemam, ze to tutaj dominująca kulinarna tendencja, gdzie było po prostu pysznie! Dokładnie tak jak we Włoszech. Po krótkiej rozmowie okazało sie, ze właścicielem miejsca jest syn Włochów i ze w jego kuchni w 90% właśnie Włosi pracują.
Dziś rano pojechaliśmy samochodem do ostatniej stacji metra, na czerwonej lini, i ruszylismy do centrum Bostonu. W planach mieliśmy przejście całego Freedom Trail, ponad 3 miłe, na pieszo i zwiedzanie najsłynniejszymi historycznych obiektów miasta. Oznaczona czerwonymi cegłami trasa biegnie wokol znaczących kolonialnych budynków miasta oraz przypomina o walce Brytyjczyków z Nowymi Amerykanami. To korzeńie współczesnej, dzisiejszej, niezależnej Ameryki. Od zachwytu do zachwytu - tak bym określiła te trasę. Stare XVII i XVIII wieczne budynki komponują sie w jedna harmonijna całość z nowoczesnymi buldingami. Miasto jednak ma ludzki wymiar, to znaczy, ze do najważniejszy budynków mozna dojść pieszo. Jest duzo turystów z całego swiata ale nie czuje sie tej presji, która towarzyszyła nam na Manhattanie, gdzie człowiek dosłownie zderza sie z innymi przechodniami. Boston to tez miasto parków. Ta zieleń sprawia, ze mozna odpocząć, zatrzymać sie, pomyśleć. Urzekają tutaj stare cmentarze w samym centrum miasta z nagrobkami z XVII i młodszych wieków. W Nowym Yorku tez jest taki cmentarz, na samym Manhattanie, nieopodal Ground Zero...
Trudno opisać te ilośc wrażeń i piękna w oczach. Budynki z czerwonej cegły ukwiecone, mosty, port Bostonu i niesamowite włoskie restauracje ale tez najstarsze amerykańskie tawerny, jedna z nich była ulubiona John Kennediego czyli byłego prezydenta USA. I w jednej z nich zjedlismy lunch.
Na końcu naszego marszu zwiedzalismy najstarszy statek wojenny USA czyli USS Constitution, przycumowany i piekńie odrestaurowany w porcie Bostonu. Służył amerykańskiej armii od 1797 do 1933 roku czyli prawie 150 lat! To ewenement w historii marynarki wojennej. Wrażenia, wrazeńia... A nasilil je młody marynarz.... Który ubrany w jakiś XIX wieczny strój opowiadał dramatycznie o swojej misji na statku a wyglądał, wyglądał jak... Młody Elvis!!!
Dla mnie to zupelńie nie bez znaczenia! Musiałam go sfotografować bo bardzo ńiegrzecznie wysłuchałam dwa razy jego znakomitej interpretacji szczerzac przy tym zeby jak jakaś nawiedzona nastolatka. Moj maz i moj syn niczego ńie zauważyli. Skupiali sie na kulach do armat i starych mapach.
Spod statku wzięliśmy taksówkę by dojechać do Bacon Hill, znakomitej dzielnicy miasta, znajdującej sie tuż za State House czyli za regionalnym parlamentem ze złota kopuła. To dzielnica szykowna polityków, profesorów.... Ma w sobie coś europejskiego. I tutaj zobaczyłam przy jakimś instytucie badawczym supermarket, był przy niedzieli otwarty. Postanowiliśmy wiec kupic coś na kolacje... Wyszło drożej jak w restauracji. Bo Boston jest bardzo drogim miastem niestety... Ale jakże pięknym!
Jutro wyprawa na Cape Cod, kurort Bostonczykow. Jedńo z ulubionych miejsc prezydentów i ich rodzin.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz