niedziela, 10 sierpnia 2014

Etap osiemnasty - W drodze do Waszyngtonu

Dzisiejszego poranka po raz kolejny obudziliśmy sie w Pennsylwani. Przepiękny jest ten stan. Po śniadaniu, ruszyliśmy naszym srebrzystym Hyundai Elantra na południe ( wczoraj chyba pisałam o Hondzie, ale ja sie na samochodach nie znam, było to i jest coś azjatyckiego. Dziś moj maz sprostował). Najpierw droga US 30 do. Lancaster. Zatrzymaliśmy sie na zwiedzanie tego postkolonialnego miasta. Używam tutaj słowa postkolonialne w kontekście amerykańskim czyli dotyczącym pierwszych stanów, z charakterystyczna ceglana zabudowa i architektura typowa dla tego regionu. Miasto jest niewielkie ale było kiedyś, w 1777 roku stolica Stanów Zjednoczonych. Przypomina o tym jeszcze kilka typowych budynków. To co zachwyca jednak najbardziej to ilośc kościołów oraz kwiatów. Kościoły sporej ilości wyznań zapełniały sie stopniowo wiernymi. Wszak mamy dzisiaj niedziele. Spokojna atmosfera miasta miała w sobie coś szczególnego. Ruszylismy dalej na południe droga 222 przez Pensylwanie, piękna, pagórkowata, wsród lasów i pól z pojawiającym sie od czasu do czasu buggi Amiszów.
Przy drodze co kilka mil sprzedawano warzywa i owoce prosto z upraw. Zatrzymaliśmy sie i my na brzoskwiniowa przerwę. Droga 222 przeszła w US1. Czyli pierwsza drogę Stanów Zjednoczonych. To była zwykła, dwupasmowa droga i takie wlasnie lubię, wsród pól i lasów. Nie trwało to jednak długo. Trzeba było wjechać na obwodnicę Baltimore i dalej skierować sie na południe do Waszyngtonu. I tutaj sie zaczelo ruch, setki samochodów, po 4-5 pasem ruchu w jedna stronę... Brrr...

Tak sobie myśleliśmy gdzie ci Amerykanie w niedzielne popołudnie jadą? U nas, w Europie niedziela jest raczej dniem spokoju, małego ruchu, ciszy a tutaj korki jak w piątkowy wieczór. Nigdy nie ustający ruch. Coz wszyscy poruszają sie samochodami i wszystko sie załatwia samochodem...
Nawet tutaj, na przedmieściach Waszyngtonu by coś zjeść musimy jechać samochodem do restauracji a nie jesteśmy na odludziu. Wokol nas miasto, domy, sklepy, drogi ale nie ma jak pójść pieszo i wszędzie jest daleko. Kraj jest BIg jak i większość jego mieszkańców!
Teraz ja odpoczywam spokojnie w hotelu, jest wygodny, pokój spory z 40 metrów kw. I jest tutaj tez basen także moi mężczyźni na basenie szaleją a ja wole spokój. Jutro zaczniemy zwiedzać stolice i przede wszystkim Biały Dom. We wtorek zaliczymy muzea to : podboju kosmosu i ja chce zobaczyć to Indian czyli Native people. Może tez coś jeszcze. A może tez Congress Library bo tam jest moja ksiazka... Kiedyś z ciekawości sprawdziłam... Chodzi o doktorat oczywiście bo ta biblioteka kupuje wszystkie takie książki na swiecie.
A w środę ruszamy do Nowego Yorku i bedzie sie działo bo to miasto zbyt duże jak dla mnie ale warto je znać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz