Po cudownym
śniadanku w towarzystwie pani Joli wyruszyliśmy w stronę Bath . To angielskie miasto uważane dzisiaj za
najpiękniejsze w Anglii zrodziło w nas dość mieszane uczucia. Bo jego, najobszerniejsza
XVIII wieczna część tak wychwalana w przewodnikach turystycznych okazała się
znacznie mniej atrakcyjna niż nasze rodzime miasto Bordeaux . I tak naprawdę, gdyby nie rzymskie
łaźnie, zachowane w prawie idealnym stanie, to bylibyśmy rozczarowani i zniechęceni.
A łaźnie są
tuż obok przepięknej średniowiecznej katedry. Kolejka do nich długaśna nas nie
zniechęciła ani cena! ponad 40 funtów wstęp na 3 osoby!
Muzeum to
jednak warte jest każdej ceny! To miejsce wyjątkowe bo są zachowane źródła, sale
łaźni, pozostałości bo tympanach, rzymskich rzeźbach, ołtarzach, tablicach z
inskrypcjami… Spędziliśmy tutaj wiele przedpołudniowych godzin… Kilka migawek z
tego miejsca na zdjęciach.
Późny obiad
– lunch zjedliśmy w Prêt à manger i to w towarzystwie bo zajmując stolik
zagadała do nas pewna angielska dama z córką. Córka była w wieku Antka, Emilie,
lat 9. Jak się okazało uczyła się w szkole francuskiego to sobie dzieci
porozmawiały i uprawiała te same sporty co nasz Antek: golf i tennis. To się
nasi młodzi sobie spodobali i ciężko było im się rozstać! Za oknem pokapywał
deszczyk. Zwiedzanie miasta zakończyliśmy obiadową porą dość szybko bo po prostu
niezbyt nam się to miasto podobało. Ot, takie sobie.
Ale w
jednym butiku kupiłam sobie tweedową torebkę i byłam bardzo i jestem z tego
zakupu zadowolona!
Ruszyliśmy
w drogę powrotną postanawiając zboczyć do Bradford on Avon …
Tutaj bowiem znajduje się jeden z najstarszych o ile nie najstarszy salon
herbaciany Wielkiej Brytanii. Cudeńko!!!!
W domu z
1502 roku prowadzony przez starszą aczkolwiek znakomicie mówiącą po francusku
Angielkę salon utrzymany jest w iście wiktoriańskim stylu. Stroje kelnerek,
meble, wystrój i nawet ciasto Wiktorii! Wszystko przypomina starą Anglię. Jednakże
na moje pytanie o rodzaj pitej przez Anglików herbaty popołudniową porą…
usłyszałam, że oni już jej prawie nie piją! Tradycja zanika...
Dostałam
przepis na Victoria Cake… jeszcze nie wypróbowałam…
A my
tymczasem rozkoszowaliśmy się tam:
Antek - herbatą dla dzieci: kanapka z szynką i z
ogórkiem, cytrynwy tort oraz czekoladowy Milk Shake…
Ja Carotte
cake i herbata
Stéph:
scones z konfiturą i herbata
Antek sobie
jeszcze później też dzbanek herbaty zażyczył.
Zostawiliśmy
więc trochę pieniędzy w tym miejscu ale jakże urocze było to opróżnianie
portfela w przedzień wylotu!
I tak nasza
podróż po Wielkiej Brytanii dobiegła końca. Ostatnia noc w hotelu pod Oxfordem,
ostatnie śniadanie z panią Jolą, droga do Stansted i lot do Bordeaux …
Niedługo
kolejna wyprawa…
Łaźnie cudne! Szkoda tylko, że nie mogliście być w nich sami, no ale tak to już jest w atrakcjach turystycznych.
OdpowiedzUsuńLubię wydawanie pieniędzy w ostatnich dniach wakacji, jakoś o wiele łatwiej to przychodzi :-)