Spaliśmy
wyjątkowo dobrze po tak długiej podróży z przygodami i niezwykłej kolacji. Przy śniadaniu obsługiwała nas pewna brunetka,
bardzo miła, która mówiła płynnie po angielsku lecz z pewnym akcentem. Dopiero
pod koniec śniadania odważyłam się zapytać skąd jest. i się okazało, że jest
Polką! Pani Jola… spotkaliśmy ją na kolejnych dwóch śniadaniach i zawsze było
nam niezwykle miło. Mam nadzieję, że ma się dalej dobrze na obcej ziemii…
Objedzeni
ruszyliśmy autobusem miejskim X2 do centrum Oxfordu. I oczywiście przegapiliśmy
przystanek, na którym mieliśmy wysiąść! Ale to nic takiego! Kierowca autobusu
zatrzymał go pośrodku drogi byśmy wysiedli i jeszcze wytłumaczył jak mamy się
cofnąć. Jacy to mili ludzie chodzą po tym świecie!
A byliśmy
dosłownie kilkaset metrów od wejścia do Christ Church
College . Ten college
oczywiście zwiedziliśmy bo jak pominąć jego słynny dzwon TOM Quad, który o
godzinie 21:05 dzwoni 101 razy! A to na pamiątkę 101 studentów tego Collegu i
godziny, o której powinni być już w łóżkach.
Tak jak w
Cambridge i w Oxfordzie jest kilka College’s a ten akurat przyciąga swoim
dostojeństwem, wielkością, historią i filmem “Harry Potter”, którego sceny były
tutaj kręcone.
Łazimy,
zwiedzamy aż trafiamy do jadalni… portrer króla Henryka VIII na centralnym
miejscu, dalej sami słynni ludzie, naukowcy, politycy… I nakryte na lunch stoły
dla studentów z kursów językowych. Że też człowiek nie jest już studentem!!!!
Gawędzimy
ze strażniczkami… koszt studiów tutaj to 14 500 funtów za 3 lata, do
licencjatu. Do tego należy doliczyc 4500 funtów na pokój, plus jedzenie… plus
ewentualnie policencjackie studia, ale tam łatwiej o stypendium i pracę. Sporo,
ale nie tak horendalnie jak w Stanach Zjednoczonych, gdzie dwa razy tyle
kosztuje 1 rok studiów na Harvardzie na przykład…
Trzeba
zarabiać…
Włóczęga
nasza będzie trwała dzionek cały, od college do college, od katedry
uniwersyteckiej do kościoła, biblioteki itd…
Dochodzi 17…
mam ochotę na English Tea… Kusi mnie kawiarnia założona w 1650 roku z francuską
nazwą “Le Grand Café” na High
street . Wchodzimy, jedyny wolny stolik w końcu Sali.
Kawiarnia wypełniona jest azjackimi turystami, ani jednego Anglika. Ceny z
kosmosu a obsługa wielce nieprzyjemna i nieprofesjonalna. Po
odsiedzeniu 10 mniut i obejrzeniu kart, rezygnujemy i wychodzimy ku wielkiemu
zdziwieniu jednego z kelnerów. Chyba jeszcze mało widział.
Kilkadziesiąt
metrów wyżej, na tej samej ulicy znajduje się 4* hotel Quod hotel, zaraz przy
banku. Eleganckie wnętrze kusi prostotą a na tyłach jest podobno taras . Wchodzimy. Zostajemy bardzo miło przyjęci, stolik
na tarasie, szum fontanny i popołudniowa herbata z 2 scones z konfiturą i
ubitym masłem ( coś pomiędzy masłem a śmietaną) kosztuje tutaj tylko 7,95 funta
od osoby. Rozkoszujemy się…
I tutaj
odkrywam mojego syna! Uwielbia herbatę! Uwielbia ciastka do herbaty i potrafi
sie zachować i obsłużyć srebrną zastawą, dzbaneczkami, filiżankami, cukrami. No
kochany jest…
Przed
powrotem do hotelu kupujemy w Tesco kanapki na kolację i 3 jogurty.
Czas na
odpoczynek…
Niespieszne zwiedzanie,zadzieranie głowy, by dostrzec detal... Czas... cudownie spędzony czas z rodziną.Oby takich chwil jak najwięcej!
OdpowiedzUsuńPrzepiękne miejsca do nauki! Podoba mi się monumentalność tych budynków, poszanowanie dla tradycji i kultury!
OdpowiedzUsuńHerbatę też uwielbiam :-)