Eilan Donan Castle, nad jeziorem Duich, zaraz za jeziorem Ness, to wizytowka Szkocja, zamek reprezentowany na kartkach pocztwoych, ktory rowniez zwiedzilismy.
Cóż to była za podróż na wyspę Skye… gdybym
wiedziała, że jest tam tak pięknie pewnie zostałabym na dłużej. Nie jest to
piękno cukierkowe, słodkie czy pełne miejskiej elegancji. To piękno surowego
klimatu, trzech kolorów :
-
fioletowego od wszędzie kwitnących wrzosów
-
brunatnego
od ziemii, skał i gór
-
zielonego
od drzew i krzewów, ale tej brunatnej, surowej zieleni
Po pysznym
śniadaniu ruszyliśmy już o 8 h30 z Inverness w stronę jeziora Ness
czyli Loch Ness od znanego wszystkim potwora. Poprzedniego dnia jechaliśmy
wzdłuż jego wschodniego wybrzeża, dzisiaj było to wybrzeże zachodnie, droga A82.
Właściwie już za miastem pejzaże zapierają dech w piersiach. Zatrzymujemy się
wielokrotnie by zejść nad brzeg tego słynnego jeziora, zrobić kilka fotek,
pomarzyć i pożartować. Potwora jednak
nie widać na horyzoncie. Jest mglisto, szaro, co chwila popaduje.
Któż by
jednak przypuszczał, że te odcienie szarości mogą być tak piękne? I że może ich
być tak wiele? Całe obrazy popielu!
Między
Wielką Brytanią a wyspą Skye jest most, wjeżdżamy po nim na wyspę i jedziemy
dalej aż do największego tutaj miasteczka Portree, 1900 mieszkańców! Parkujemy
w centrum na parkingu bankowym i ruszamy na maleńki, centralny plac, na którym znajduje
się restauracja i salon herbaciany polecony mi przez koleżankę, znawczynię z
Klubu Polek na emigracji.
To The
Granary. Tutaj zjemy prosty ale smaczny lunch.
Posileni
wjeżdżamy na drogę a raczej dróżkę B885, która przecina wyspę ze wschodu na
zachód. Droga jest tak wąska, że co kilkadziesiąt metrów są tutaj tzw: Passing Place czyli
miejsca gdzie się zjeżdża i ustępuje drogi temu z naprzeciwka. Barany i owce są
tutaj wszędzie, na drogach też i czasami trzeba zwolnić albo poczekać aż sobie
przejdą. Co też czynimy podziwiając je jednocześnie.
Wszędzie są pagórki,
wyglądają jak zielone poduszki rozłożone na fioletowym polu wrzosów. Zatrzymujemy
się co kilkaset metrów z różnych powodów drogowych ale też krajobrazowych. To
pada, to przestaje, tęcze pojawiają się na zawołanie, wylatują jakieś owieczki i
za zakrętem kolejny widok pozbawia nas słów.
Jedziemy na
północ wispy do latarni morskiej usytuowanej na Nestie Point, na wybrzeżu
klifowym… Te klify są strasznie wysokie, wyższe jak w Normandii. Wiatr porywa
nam włosy i ubrania, deszcz co chwila moczy to znów słońce suszy ale uśmiechu
nie pozbawia nas nawet zmęczenie i 3 – godzinna droga do Fort William
na nocleg. Jesteśmy ZACHWYCENI!
Jakże odmienna językowo jest ta relacja ze Szkocji. Wrażenie zachwytu i odczuwanie piękna. Pisze Pani niezwykle emocjonalnie i dlatego aż chce się tam być. Pozdrawiam. Urszula
OdpowiedzUsuńPrzepięknie tam jest! Pojechałabym do Szkocji dla tych widoków!
OdpowiedzUsuń