Edynburg
jest stolicą Szkocji od 1437 roku a od czasów jeszcze bardziej od nas
oddalonych jego konflikty z Anglią tworzą bulwersującą i krwawą historię.
Po wyjątkowo komfortowej nocy w Premier Inn, na
przedmieściach Edynburga ruszyliśmy naszym samochodzikiem w stronę dworca
kolejowego Uphall. Mieliśmy zamiar zostawić pojazd na parkingu i pociągiem
dotrzeć do miasta. Jakież było nasze zdziwienie, gdy okazało się, że owszem samochód
można zostawić ale tylko po jednej stronie dworca np : tej odjazdów do
Edynburga. Nie można było jednak w żaden sposób przejść ze strony przyazdów na
stronę odjazdów i odwrotnie. Ubaw mieliśmy nie z tej ziemii, że Szkoci nie
pomyśleli o czymś tak banalnym i praktycznym ! Bo jak wróciliśmy wieczorem
na dworzec to by dojść do samochodu trzeba było na kamasz okrążyć kawał drogi,
most, przejść nad torami kolejowymi itd…
Pierwszy raz w życiu widziałam tak « niedorobiony » dworzec i
perony, nawet w Rosji było znacznie lepiej.
Ale pomijając ten szczegół, pociąg był na czas, czysty i
wygodny, bilety dość tanie. W ciągu 20 minut dotarliśmy w samo serce miasta, na
dworzec Waverley, stąd już tylko 5 minut marszu dzieliło nas od głównej ulicy
Edynburga Royal Mil.
To wyjątkowa arteria, długa na 1,6 km , wypełniona butikami
( większość typu dla turystów)… zakupiłam sobie jednak kolejną torebkę do
kolekcji ze szkocjkiej wełny-filcu, w szkocką kratę marki Ness… i zachorowałam
na ich tweedowe marynarki ale nie kupiłam ze względu na bagaż na tzw :
tanich czytaj beznadziejnych !!! liniach lotniczych. Zamówię sobie przez
internet.
Podążyliśmy Royal Mil w dół, do siedziby szkockiego parlamentu,
który oczywiście zwiedziliśmy dokładnie. Wszędzie jak pisałam, w każdym kraju
gdzie jest parlament – zwiedzamy go. To moja historyczno-naukowo/polityczna
mania ! Jednakże po drodze skusiliśmy się na szkocie karmelki czyli Fudges
w butiku przy Royal Mil wybór był ogromny i były boskie w smaku .
Kilka metrów za tym butikiem znajduje się muzeum Edynburga a
na przeciwko niego miejsce wyjątkowe – Kościół z 1688 ? wokół, którego
rozciąga się zabytkowy cmentarz a na nim groby Adama Smith’a słynnego
ekonomisty czy poety Fergussona. Mój mąż nie mógł szczególnie panu Smith’owi
odpuścić bo studiował jego teorie latami.
Stąd było już blisko do nowoczesnego parlamentu Szkocji,
otwartego dla zwiedzających i wielce interesującego, gdyż nawet w sierpniową
sobotę obywatele zajmowali w nim niektóre sale i debatowali na różne tematu, czemu z wielkim zainteresowanie
się przysłuchiwaliśmy.
Na przeciwko parlamentu kolejny królewski zamek z pokojem
Marie Stuart Palace of Holyroodhouse i narodowa galeria królewska. Obiekty te
zwiedziliśmy dość pobieżnie.
Edynburg jest pięknie, na wzgórzach położony i te wzgórza są
widoczne z centrum miasta albo wręcz w nim obecne. Ruszyliśmy dalej w stronę
Ryal Mil tyle, że tym razem zmieniliśmy kierunek.
Na idącej ostro pod góre Victoria Street znaleźliśmy
wyjątkową restaurację, serwującą pyszne obiady a skoro popadywało zatrzymaliśmy
się tutaj na dłużej. Barmanka była Francuzką a jeden z kelnerów Polakiem, było
więc jak w domu.
W tym niebieskim domu miesci sie opisana restauracja
Culling Stew
Mus z lososia i z dorsza
Antkowe fish and chips
Danie glowne szkocki losos w sosie z glonow...
Jedzenie wyśmienite, pachniało świeżością, wystrój
przyjemny, klientela międzynarodowa choć sporo było tubylców… Howies Restaurant,
zresztą spójrzcie sami… aha, i było tanio jak na Wielką Brytanię oczywiście !
36 funtów za trzy lunche/obiady z kawą.
Nasyceni i jakoś tak szczególnie zadowoleni ruszyliśmy dalej
w stronę zamczyska, w górę po Royal Mil. Jednakże sierpień to miesiąc festiwali
w Edynburgu więc ulice były pełne, spektakle co kilka metrów i jakaś taka
radość płynącż z tego bądź co bądź ponurego z punktu widzenia
architektonicznego miasta, udzieliła się i nam. Wszystko pod kroplami deszczu !Zwiedziliśmy
katedrę i zamek by pod wieczór dotrzeć na skraj tzw : nowego miasta czyli
New Town. Padało dalej… Poszliśmy więc do National Galery !
I to jest to czego Brytyjczykom zazdrościmy – bezpłatności we
wszystkich narodowych muzeach i galeriach… nie musisz się trudzić by stać 2 h w
kolecje i kupić bilet do Luwru, po czym spędzić w nim 4 godziny bo przecież
drogo i tyle zachodu więc jak jestem to jestem… Nie ! tutaj wchodzisz
nawet na kwadrans, zapatrzysz się na obraz, dzieło… zamyślisz i wychodzisz !
To jest prawdziwa demokratyzacja sztuki !
A w
Narodowej Galerii jest co oglądać ! Jest Tycjan i Tintoret, Courbet i Rubens,
Monet i Van Dyck… Z nimi spędziliśmy wieczorną godzinę, w ciszy i w zadumie. Było
nam tak dobrze…
Pociąg
zawiózł nas do Uphall. Zakupy zrobiliśmy w M&S food, kolację zjedliśmy w
pokoju. Było cudownie!
Pozdrowienia dla Stephana, ja też pamiętam Adama Smitha ze studiów! Tak, darmowe muzea to coś, co doskonale zachęca do zwiedzania i daje poczucie, że możesz obcować ze sztuką w takim wymiarze, jaki chcesz (nie trzeba nasycać się do oporu, bo bilet kupiony).
OdpowiedzUsuńDziekuje, pozdrowie! Tez uwazam, ze darmowe muzea to doskonaly pomysl, ktory powinien i na nasz grunt byc przeniesiony.
OdpowiedzUsuń