To był
cudowny dzień, 21 sierpnia! Z Edynburga ruszyliśmy pod błękitnym niebiem w
stronę najstarszego pola golfowego na świecie czyli do Saint
Andrews . Saint Andrews leży na
wschodnim wybrzeżu Szkocji i jest oddalony o jakąś godzinę jazdy samochodem od
Edynburga. Szkockie pejzaże w pełnym słońcu były niezwykle piękne i malownicze.
Zaparkowaliśmy przed 5* hotelem przy samym Old Course czyli najstarszym polu
golfowym. Przed długim wielokilometrowym spacerem poszliśmy na kawę do
hotelowej kawiarni. Było całkiem luksusowo.
W każdą
niedzielę rano najstarsze pole golfowe jest zamknięte dla graczy a otwarte dla
zwiedzających… dlatego mogliśmy tutaj do woli chodzić i robić zdjęcia. Pola
golfowe obok były otwarte dla graczy i co chwilę rozlegał się krzyk “Ball”… bo leciała jakaś
piłka co w przypadku ewentualnego zderzenia może być wielce niebezpieczne.
Najstarsze
pole golfowe powstało w 1547 roku. I w tym czasie król Szkocji Jakub V zabronił
swoim wojskom grania w golfa , gdyż sport ten odciągał żołnierzy od łucznictwa!
Bunkry są i były tutaj bardzo głębokie a greens tak uformowane, że piłki
staczają się na green feel a nie do dołków. Zresztą sam teren jest niezwykle
trudny. Grają tutaj najlepsi – patrz zdjęcie Antka przed tablicami wygrywających
tutaj mistrzów. Gracze mniej profesjonalni mogą grać na tym terenie ale trzeba
go zarezerwować z prawie rocznym wyprzedeniem, kosztuje to słono, trzeba mieć
bardzo dobrą klasyfikację by być dopuszczonym i być członkiem klubu… a ten jest
zamknięty… trzeba być wprowadzonym przez już zapisanych członków. Jednym slowem skomplikowany proces!
Spędziliśmy
tutaj ponad godzinę rozkoszując się jadłem i miejscem. Luksus jest wszędzie,
nawet w toalecie z kremem do rąk ekologicznym… eh…Antek zakupuje sobie przed
wyjazdem nową czapkę golfową z Old course i zestaw piłek.
Wyruszając
stąd wczesnym popołudniem mamy w planach jazdę do królewskiego zamku w Balmoral
i zwiedzanie go ale mapps podaje, że to 3 godziny jazdy bo dróżkach…
rezygnujemy… na wieczór mamy dotrzeć do północnej Szkocji, do Inverness .
Dotrzemy, wykończeni!
Ale po
drodze… będzie wizyta w Blair
Castle . Zachwyciliśmy się
tym zamkiem. Zbudowany w XIII wieku i przebudowywany jest typowym przykładem
szkockiego średniowiecznego budownicta obronnego. Bo zamek bronił drogi do Inverness . Zamek jest też od wieków zamieszkany przez tę
samą rodzinę książęcą Atholl – Murray .
I posiada UWAGA – jedyną prywatną armię na świecie! Dzisiaj, tak dzisiaj! To
więcej niż rzadkość. George Murray powraca tutaj co roku w maju i sprawdza
swoje posiadłości oraz przeprowadza szkolenia swojej armii.
Zafascynowani,
po zwiedzaniu zjedliśmy lody w zamkowej kawiarni w pełnym słońcu, po czym
ruszyliśmy do parku. Nie jest to parkk typu francuskiego z geometrycznymi
klombami a praktycznie las… Pobujaliśmy się na huśtawkach, i znaleźliśmy w tym
lesie… KAPLICE z XIII wieku, a raczej jej ruiny, wokół groby rodziny Atholl… odszyfrowaliśmy
część łacińskich napisów i dat. Antek zaczął wymyślać historie tych ludzi…
siedzieliśmy na tych płytach nagrobnych z dobrą godzinę bo … czuliśmy więź z
tymi co odeszli z tym co było…
Zakończyliśmy
naszą wizytę biegiem przez pola i okryciem zarośniętego stawu z przekwitniętymi
nenufarami… powiało grozą!
Kolacja w
restauracji hotelowej w Inverness , na samej
północy Szkocji i komfortowa noc.
Takie miejsca podobają mi się o wiele bardziej niż miasta i chyba wolę zwiedzać prowincję a nie stolice :-) Piękna natura i piękna trawa na polu golfowym. Czuć powiew doskonałej tradycji i długoletniej pielęgnacji.
OdpowiedzUsuń