poniedziałek, 19 września 2016

Wielka Brytania – Odwrót ! Na południe ! i u Szekspira. Część 12.


UK 32

 

Gdyby nie wieczór dzień ten, 25 sierpnia, można by uznać za całkowicie nieudany ! A to za sprawą brytyjskich dróg i korków. Wyjechaliśmy wcześnie rano z Glasgow w stronę Oxfordu. Podróż według map i mapps miała nam zająć 6 godzin. Zajęła jednak dużo więcej.

Koło Manchesteru na M6 zrobił się ogromny korek bo trwały roboty drogowe i autostradę zachowując tę samą ilość pasów nieco zwężono. To wystarczyło by postać tutaj dobrze ponad 2 godziny.

 

Rezultat był tak, że zgłodniali rzuciliśmy się w McDonaldzie na obiad… ohyda… i jechaliśmy dalej.

Planowaliśmy przybycie do miasta Szekspira Stratford Upon Avon na godzinę 15 byliśmy po godznie 17…Było to więc zwiedzanie ekspresowe i jakaś taka frustracja narastała we mnie bo widząc to urokliwe miasteczko chęnie spędziłabym tutaj i ze dwa dni. Będzie dokąd wracać !

 

Sredniowieczna szkola...

Zaparkowaliśmy w biegu, gdzie się dało. Parkomat był maksymalnie na 1,5 h… Szliśmy więc szybkim tempem od domu narodzin Szekspira poprzez uliczki jego dzieciństwa i szkołę aż do jego grobu w kościele Świętej Trójcy. Wstęp do kościoła płatny – 6 funtów. Kościół ten jednak ma w sobie coś tajemniczego… nie wiem czy to otaczający go stary cmentarz czy groby Szekspira, jego żony, córki i zięcia ku temu się przyczyniają ? Jest tutaj jednak coś co krzyczało wręcz by się zatrzymać na dużo dłużej…

UK 33




Uliczki starego Stratford pamiętają czasy średniowiecza z tą typową zabudową. Jest tutaj też szkoła gild z XIV wieku zachowana w bardzo, bardzo dobrym stanie.

Nasz ekspresowy spacer i zwiedzanie kończą się w samą porę… gdy dobiegamy do samochodu stoi już przy nim policjant. Udaje się nam jednak uniknąć mandatu. Przekroczyliśmy czas parkowania o niecałe 10 minut ! Uffff…

 

Opuszczamy Stratford z żalem w sercu. Kierunek Oxford… Stąd jest już blisko. Ale… angielska wieś w tym regionie kraju to piękno, które trudno opisać. Za oknami zapada noc a my wleczemy się i podziwiamy. W jakiejś wiosce gospoda Red Lion… rozswietlona, z muzyką…

UK 34


Parkujemy i pragniemy tutaj właśnie zjeść kolację. Jest sporo ludzi, część obsiaduje bar z psami – dla nas nowość! Zajmujemy stolik a tuż obok nas sympatyczna starsza para. Pan wyglądał jak Hemingway z brodą i okularami… Po kilku minutach zagadują nas, pytają o Francję, zamach w Nicei, muzułmanki na plażach… I tak nasza rozmowa potrwa caią kolację, którą zjemy razem. On jest wykładowcą na Oxfordzie, ona nie pracuje ale pisze i maluje… Bierzemy łososia gravlax, fisch and chips, wino i deser, który kosztuję tutaj już któryś raz… Toffee Ginger Pudding na gorąco… niebo w gębie!!!

 

Do hotelu, pod Oxfordem dojeżdżamy późno w nocy… dobrze żeśmy go w ogóle znaleźli po ciemnicy bo już trudno było…

Ostatnie 3 noce spędzimy tutaj… z panią Jolą przy śniadaniu… ciepłe wspomnienia!

1 komentarz: