Gdyby nie wieczór dzień ten, 25 sierpnia, można by uznać za całkowicie
nieudany ! A to za sprawą brytyjskich dróg i korków. Wyjechaliśmy wcześnie
rano z Glasgow w stronę Oxfordu. Podróż według map i mapps miała nam zająć 6
godzin. Zajęła jednak dużo więcej.
Koło Manchesteru na M6 zrobił się ogromny korek bo trwały
roboty drogowe i autostradę zachowując tę samą ilość pasów nieco zwężono. To
wystarczyło by postać tutaj dobrze ponad 2 godziny.
Rezultat był tak, że zgłodniali rzuciliśmy się w McDonaldzie
na obiad… ohyda… i jechaliśmy dalej.
Planowaliśmy przybycie do miasta Szekspira Stratford Upon
Avon na godzinę 15 byliśmy po godznie 17…Było to więc zwiedzanie ekspresowe i
jakaś taka frustracja narastała we mnie bo widząc to urokliwe miasteczko chęnie
spędziłabym tutaj i ze dwa dni. Będzie dokąd wracać !
Sredniowieczna szkola...
Zaparkowaliśmy w biegu, gdzie się dało. Parkomat był
maksymalnie na 1,5 h… Szliśmy więc szybkim tempem od domu narodzin Szekspira
poprzez uliczki jego dzieciństwa i szkołę aż do jego grobu w kościele Świętej
Trójcy. Wstęp do kościoła płatny – 6 funtów. Kościół ten jednak ma w sobie coś
tajemniczego… nie wiem czy to otaczający go stary cmentarz czy groby Szekspira,
jego żony, córki i zięcia ku temu się przyczyniają ? Jest tutaj jednak coś
co krzyczało wręcz by się zatrzymać na dużo dłużej…
Uliczki starego Stratford pamiętają czasy średniowiecza z tą
typową zabudową. Jest tutaj też szkoła gild z XIV wieku zachowana w bardzo,
bardzo dobrym stanie.
Nasz ekspresowy spacer i zwiedzanie kończą się w samą porę…
gdy dobiegamy do samochodu stoi już przy nim policjant. Udaje się nam jednak
uniknąć mandatu. Przekroczyliśmy czas parkowania o niecałe 10 minut ! Uffff…
Opuszczamy
Stratford z żalem w sercu. Kierunek Oxford… Stąd jest już blisko. Ale…
angielska wieś w tym regionie kraju to piękno, które trudno opisać. Za oknami
zapada noc a my wleczemy się i podziwiamy. W jakiejś wiosce gospoda Red Lion…
rozswietlona, z muzyką…
Parkujemy i
pragniemy tutaj właśnie zjeść kolację. Jest sporo ludzi, część obsiaduje bar z
psami – dla nas nowość! Zajmujemy stolik a tuż obok nas sympatyczna starsza
para. Pan wyglądał jak Hemingway z brodą i okularami… Po
kilku minutach zagadują nas, pytają o Francję, zamach w Nicei, muzułmanki na
plażach… I tak nasza rozmowa potrwa caią kolację, którą zjemy razem. On jest
wykładowcą na Oxfordzie, ona nie pracuje ale pisze i maluje… Bierzemy łososia
gravlax, fisch and chips, wino i deser, który kosztuję tutaj już któryś raz…
Toffee Ginger Pudding na gorąco… niebo w gębie!!!
Do hotelu,
pod Oxfordem dojeżdżamy późno w nocy… dobrze żeśmy go w ogóle znaleźli po
ciemnicy bo już trudno było…
Ostatnie 3
noce spędzimy tutaj… z panią Jolą przy śniadaniu… ciepłe wspomnienia!
Wnętrze kościoła przepiękne! A i ty pięknie uśmiechnięta!
OdpowiedzUsuń