Środa, 24 sierpnia okazała się być
przepięknym, słonecznym dniem. Zaczęło się od tego, że hotel, w którym
nocowaliśmy w Fort
William oddał nam
pieniądze za dwa noclegi z powodu naszych skarg na hałasy, głównie trzaskanie
drzwiami sąsiadów. I tym sposobem spaliśmy za darmo. Śniadanie zjedliśmy w
pokoju i ruszyliśmy w stronę Glencoe.
To miejsce
szczególne na historycznej mapie pamięci Szkotów, gdyż tutaj dokonała się 13
lutego 1692 roku masakra mieszkańców. Jej historia jest dość skomplikowana bo
dotyczy zdrady, przekazania niepotwierdzonych wiadomości , ucieczki części
ocalonych mieszkańców w dolinę Glen Coe i ich późniejszego zamarznięcia.
Miasteczko
Glencoe jest malutkie i położone nad brzegiem jeziora, którego czysta woda
odbija wszystko jak najpiękniejsze lustro. Dolina za to jest ogromna, dziś w
jej centrum przechodzi asfaltowa droga…
Zatrzymujemy
się po drodze wielokrotnie by się trochę powspinać, porobić nieco zdjęć. Dojeżdżamy
w porze obiadu do miasteczka Luss, położonego na jeziorem Lemond.
Antek
zaczyna śpiewać … o nim cudowną pieśń, która jego chór wykonuje i która jest
nagrana na chóralnej płycie. Tego popołudnia będziemy ją jeszcze śpiewać
wielokrotnie ku radości innych turystów.
Przy
wjeździe do Luss jest 4* hotel Lodge on Loch Lomond
i tam zajeżdżamy na obiad. Taras wychodzi
bezpośrednio nas jezioro. Zajmujemy ostatni wolny stolik udekorowany kwitnącą
lawendą, ale po kilku minutach okazuje się, że zjedzenie obiadu na tarasie jest
niemożliwe bo non stop trzeba odganiać się od os.
Wchodzimy
do środka. Wielkie, przeszklone ściany widoku nam nie odebrały a był spokój.
Antek rzuca
się na dziecięce menu: melon z truskawkami na przystawkę, fish and chips i lody.
Ja rozkoszuję się burgerem z jagnięcego mięsa i lokalnym serem… pyszności!
Około 14 h
ruszamy w miasteczko i kupujemy bilety na stateczek i wycieczkę po Lomond,
która będzie trwała półtora godziny. Antek śpiewa I śpiewa, ludzie go
podziwiaą, klaszczą mu a on niczym się nie przejmując ciągnie dalej… ktoś nawet
zaproponował, że mógłby trochę pieniędzy sobie uzbierać…
Luss jest
śliczne, domki ukwiecone do bólu skrywają sympatycznych mieszkańców I ich
czworonogi.
Około 17
opuszczamy to miejsce by dojechać na nocleg do Glasgow . Premier Inn jest nowoczesny I bardzo
komfortowy. Obok centra handlowe umożliwiają nam zakupy i kolacja będzie
rozpustą wokół wędzonego, szkockiego łososia! Przy okazji w sklepie golfowym
Antek dorobił się nowych spodni do gry w golfa!
Następnego
dnia czeka nas 8 godzin jazdy aż do Oxfordu…
Świat jest naprawdę zadziwiająco piękny! Fish and chips jadłam i bardzo mi smakowało, zwłaszcza z lokalnym piwem :-)
OdpowiedzUsuń