W liceum, w ktorym ucze w tym roku mam 3 klasy maturalne i pierwsza klasa liceum czyli Seconde po francusku. Razem ponad 140 nowych uczniow.
Za kazdym razem rozpoczynam moj rok szkolny od POZNAWANIA moich uczniow. Nie, nie rzucam sie na program by jak najszybciej go zrealizować.
Poznaje moich uczniow, rozmawiam z nimi, pytam kazdego czy lubi czy nie lubi : historie-geografie, wos, dociekam dlaczego... następnie prosze ich o osobista refleksje wokol konceptów historii i geografii, czytam je wszystkie i komentuje, zazwyczaj zadając im kilka pytam by posunęli sie w swojej refleksji o krok dalej...
Następnie robie im testy na rodzaj pamięci i na ich profil uczącego sie. Wszystko to komentujemy, omawiamy. Staram sie dac im kilka rad, podkreślić ich mocne i słabe strony, to co moga wykorzystać i to z czym beda musieli sie zmierzyć. Zajmuje to kilka godzin lekcyjnych ale ta praca zwraca sie TYSIACKROTNIE w ciagu roku szkolnego dla mnie a dla nich pewnie przez kilka lat ich zycia.
W klasach maturalnych wracam do metod... omawiam wszystkie po koleji: analiza dokumentów, pytanie sproblematyzowane, język kartografii, rozprawka itd...
I dopiero po tym wszystkim... rozpocznę lekcje z programu.
Lubie moich uczniow, wiekszosc z nich...
Z moja pierwsza klasa liceum, w ktorej uczniowie pochodza z roznych gimnazjów musze zrobic test diagnostyczny z wiedzy merytorycznej... niestety. Jest to konieczne by zaadoptować dalej sposob i tempo nauczania, ktore wprowadze. Test nie na oceny bynajmniej a o charakterze poznawczym.
I tak sie kreci ten moj początek roku szkolnego... a wasz?
ps. Antek wraca wczoraj ze szkoly. Pytam jak bylo "Mama tam jest genialnie"... i zaczyna opowiada, ze ten profesor to a tamten to i taka metoda i taka... ja tez sie wciaz ucze, w tym od Antka i jego belfrow!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz