piątek, 24 lutego 2017

Przedwakacyjnie, cykor, film « Lion » czyli « Lew ». Francuska codzienność. Część 74.




 

Wczoraj wieczorem byliśmy wszyscy w trójkę w kinie na filmie, który wszedł na ekrany przedwczoraj czyli w środę. Skończyło się na łzach… moich, Antka i Stéphana bo film poruszył nas do głębi i chyba to jest jedna z jego naczelnych wad… zbyt ostentacyjna emocjonalność ! Trochę więcej niedopowiedzi, trochę więcej pokory i skromności chyba bardziej oddałoby treść, sensacyjną treść tej historii. Cała reszta jest jednak pozytywna i to pozytywna do bólu.

« Lew » to prawdziwa historia indiańskiego chłopca Saroo Breirley opisana w książce, ktora dzisiaj jest bestsellerem “A long way home”… Film jest nominowany do 6 Oskarów.

 

Sarro ma 5 lat gdy zasypia na dworcowej ławce w zachodnich Indiach. Przepudzony wsiada sam do pociągu, który zawiezie go aż do Kalkuty. Tu uniknie wielu niebezpieczeństw by w końcu zostać zaadoptowanym jako 6 letni chłopiec przez australijską rodzinę. W roli matki znakomita jak zawsze Nicole Kidman! Będąc studentem Saroo zacznie przypominać sobie swoje pochodzenie, swoją matkę, brata, siostrę i na Google maps będzie szukał swoich korzeni. Po miesiącach psychicznej rozpaczy… znajdzie ukojenie, odnajdzie swoją mamę… To niesamowita historia ale też historia “powszechna” bo około 80 tysięcy dzieci ginie w Indiach co roku.

 

Tak więc wczorajszy wieczór bardzo, bardzo emocjonalny i do dziś zresztą o tym filmie rozmawiamy.

 

Tymczasem pierwszy tydzie wakacji, które dla mnie wakacjami nie były dobiega końca. Jutro wyruszamy na wyspę Lanzarote z Nantes i jak zawsze mam lotniczego cykora. Nikomu o nim nie mówię w domu bo Stéph tego w ogóle nie rozumie, dziecka nie będę negatywnie nastawiać ani nakręcać ale ja mam zawsze pietra przed lotami. Niby bezpiecznie, niby ziemię już obleciałam, ale drobny niepokój przed lotem zawsze w sobie mam. Taka strachliwa jestem.

 

Jesteśmy już prawie gotowi. Wczoraj prasowałam 2 i pół godziny. Nogi mi w d… wchodziły ale mus to mus 14 koszul mężowskich na powrót do pracy zaraz po wakacjach plus 3 nowe, które jeszcze w środę zakupił… kilka par spodni, koszulek, podkoszulek i nazbierało się. A ja nie znoszę jak mi coś leży! Pranie też puste… bo wszystko wyprałam i wysuszyłam.

Dom dziś rano wypucowałam… bo też tak mam  jak wyjeżdżam musi być czyściutko, żeby jak się wróci fajnie było wracać. Tylko zakupy zrobię po powrocie w niedzielę bo inaczej nie dam rady… wyjątkowo…

 

Pracę też skończyłam. Poprawiłam 8 razy po 36 sprawdzianów czyli łącznie 286 kopi… oceny wpisałam… Lekcje z rosyjskiego dla maturzystów przygotowałam. Trzy egzaminy maturalne z TPE przeczytałam ale tylko 1 opisałam, reszta zostanie na po-wakacjach.  Lekcje mam przygotowane na 4,5 tygodnia po wakacjach…

Taras uprzątnięty i szafki w kuchni zdążyłam też wiosennie wyczyścić jak i naczynia w nich.

Książkę trochę posunęłam do przodu to znaczy tłumaczenie… jest już kilka stron.

Tylko nic prawie nie odpoczęłam… w kinie byłam kilka razy, biegać byłam kilka razy ale nawet ani jednej gazety nie poczytałam w dzień bo czasu mi nie starczyło.

 

Antek lekcje odrobił na cały powakacyjny tydzień, powieść szkolną przeczytał… więc on ma całkowity luz w przyszłym tygodniu i ja też… no mam taką nadzieję. Tak więc czas na oddech… bo po nim znów życie przyśpieszy swoim codziennym zabieganiem. Dobrego tygodnia dla wszystkich.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz