Przeczytalam albo odczytałam te cztery powiesci w ciagu ostatnich dwoch tygodni. "Imie Rozy" Umberto Eco - zachwycialm sie po raz kolejny!
Dalej byly dwie pozycje troche rozczarowujące pomimo faktu, ze słowami napisane. Amélie Nothamb i jej "Mercure" hm... taka sobie bajeczka bez pięknej narracji ani ujmującego przesłania. Dalej Jean-Denis Bredin "Trop bien élevé" czyli "Zbyt dobrze wychowany"... esej, członka Francuskiej Akademii z pierwszych lat 2 wojny swiatowej... ot taki sobie. Nic szczególnego.
Zachwycila mnie jednak ta ostatnia, czwarta powiesc choc to pierwsza powiesc tego autora Olivier Dorchamps. "Ceux que je suis" Nie wiem nawet za bardzo jak to przetłumaczyć. Tymi, którymi jestem - to bedzie chyba najlepsza wersja.
To historia Marwana, Francuza ale marokańskiego pochodzenia, żyjącego w Clichy czyli na gorących przedmieściach Paryza. Marwan jest nauczycielem i to nie byle jakim bo Agrégé z historii... czyli śmietanka śmietanki. Tan na marginesie tez mi sie
marzy zostac takim Agrégé dlatego wciaz konkurs przygotowuje... Ojciec Marwana nagle umiera w wieku 54 a moze 56 lat? Pomimo faktu, ze zyje od lat we Francji chce byc pochowany w Casablance... i tutaj rozpoczyna sie prawdziwa historia tej rodziny z cala zlozonoscia marokańskiego spoleczenstwa pod francuski protektoratem i wspolczesnie...
Niesamowita historia, pieknie napisana... To powrot do korzeni, nie zawsze zdrowych i gładkich.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz