Miala 95 lat. Do ostatniego dnia byla w dosc dobrej formie, w domu opieki, od 5 miesiecy.
Tesc moj zadzwonil wczoraj popoludniu... ze babci juz z nami nie ma. To jego mama. Byl zdruzgotany.
Ostatnio odwiedzilismy ja w sierpniu, pisalam wtedy o naszej wspolnej kolacji w domu opieki i o tym jak bardzo Gisèle byla w formie. Jezdzila na wycieczki, na pikniki, zartowala z personelem.
Gdy wchodzilismy do jej pokoju krzyczala radosnie "Stéphane"... i nie mogla przestac mu mowic, ze to jej ukochany wnuczek.
I ja mialam z nia zawsze dobre relacje.
To typowa kobieta poludnia Europy. Jej tata mial na imie Salvatore a mama Kajet z nazwiska Veneruso, rodem z Sycylii.
Wyrazne pietno na jej zyciu wycisnela wojna kolonialna w Algerii i przybycie do Francji metropolitarnej.
Babcia Gisèle... wesola, elegancka, przy kosci troche tez...
Bedzie mi jej bardzo brakowac.
Jestem z rozsypce... za duzo tych chorob wokol, za duzo tych zgonow wokol, za duzo tego chaosu, zlych nowin, zlego poczatku roku...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz