Oj było dużo radości dziś rano z tak błahego powodu jak owteiranie kalendarzy adwentowych, ich pierwszego okienka!
Za oknem coraz zimniej... Kupiłam już kilka prezentów dziś kolejny dla Antkowej kuzynki.
Poza tymi przygotowaniami... mnóstwo pracy. Spędzam cale godziny albo w pracy w liceum albo w domu na pracy zdalnej. dziś kolejna rada pedagogiczna na wizji o 17... pewnie do 19 zejdzie. To podwójne pracowanie: dla polowy klas w klasach a dla polowy zdalnie przyprawia mnie o dreszcze. Bywa, ze się gubię ale nie ja jedna, wszyscy koledzy i koleżanki tak maja. Ludzie wariują ze zmęczenia już.
A poranki są po prostu straszne... jak jadę do pracy o 6:50... jak wczoraj i jest taka mgła, ze tablic na obwodnicy ani na autostradzie z kierunkami jazdy nie widać... do tego na ekranie wyświetla mi się non stop: "uwaga gołoledź"... temperatura 0-1°C... W żołądku robi się mi wielka kula strachu, podchodzi do gardła. Ściskam nerwowo kierownice, wzrok wlepiam w czarna, mglista przestrzeń przed... zwalniam... jadę za ciężarówkami, boje się wymijać i ciągnę się tak... trudno jak się będę spóźniać to się będę spóźniać.
Wczoraj rano 90% kolegów było spóźnionych na godzinę 8 z powodu tej pogody, a w Bretanii to częste.
Jeden kolega tylko stwierdził, ze jechal, no jechał i powtarzał sobie " dobra, jak ma mi się coś stać, jak mam umrzeć dziś rano to trudno". My na niego wielkie oczy... mówię mu, hej dla mnie to nie jest "trudno" bo ja mam syna, męża, dom i chce żyć, hello... On twierdzi, ze tez ma rodzine, ale ma dość tych dojazdów, dojeżdża 1,5 godziny i ma już wszystkie dość... kolejna osoba z depresja.
Brr, strach się bać...
Ciasto na pierniczki trzeba zagnieść, wole to, zdecydowanie to!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz