Ekscytacja, moc, cuda, cuda... pani Krakowiakowa! Spać w nocy nie mogłam bo nie mogłam się doczekać dzisiejszego porannego treningu. Po śniadaniu nowe buty, cały ekwipunek i w drogę! 20 minut rozgrzewki w formie szybkiego marszu i dalej fractionné przez 47 minut... Prawie 12 kilometrów zrobione; Buty jak mgiełka! Jakby człowiek po jakiś gabkach chodził, super uczucie. Lekkość tez! Zauważyłam, ze dużo łatwiej zachowuje prawidłową postawę. Mocno "zablokowany" środek pleców, opuszczone ramiona i bardzo ruchliwy staw biodrowy. Super się z tym czuje. Może tez to mnie tak determinuje by dać z siebie jeszcze więcej na moim drobnym, miejskim treningu?
Dzis biegałam wzdłuż tych kwitnących rododendronów oraz w ogrodzie różanym w Taborze - róże w pełnym rozkwicie.
Wracajac wbieglam do papeterie po prezencik dla Diany, która ma złamaną nogę i jest u moich teściów aktualnie po wielu rodzinnych perturbacjach. Zawiozę jej w niedziele bo jedziemy tam na obiad świąteczny.
I tak wracam teraz do pracy! Koniec roku szkolnego 11 czerwca i mam masę roboty choć tej osobistej tez!
Menu na dziś:
Sniadanie: granola z jogurtem owczym i z bananem. Woda z cytryna. Zielona herbata.
Kawa rano
Obiad: jajka sadzone i ziemniaki po hiszpańsku czyli z piekarnika z papryka i odrobina chorizo
Podwieczorek: gruszka, kostka czekolady, orzechy brazylijskie, zioła
Kolacja: domowe maki z awokado i łososiem, kiełki rzodkiewki. Jabłko.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz