Rozpoczęłam nowy okres szkolny w moim liceum. Ciężko... jak po grudzie. Jakoś tak ciało drętwe, słowa nie płyną, energia obniżona. Na przerwie kawa z koleżankami i kolegami po fachu - każdy narzeka... ze ciężko, ze nie chce się, ze spać w nocy nie mogli, ze drętwo...
Pytam uczniów "jak minęły wakacje?" " czy się cieszą, ze są w klasie?"... jak jeden mąż - NIKT się nie cieszy, każdy zdegustowany, zaspany, motywacja zerowa.
I wtedy pomyślałam sobie "a to ci ch...lera"! Wszyscy wrócili dziś bo musieli ale nikt się nie cieszy, nikt energia nie tryska.
I zastanawia mnie to? czy ta nasza szkolna, licealna codzienność jest tak do d... ze nikt jej nie chce, każdy ja odrzuca? Co jest z nami nie tak, ze nie lubimy tego co robimy czy to uczniowie, czy nauczyciele czy personel administracyjny czy panie sprzątaczki???
I czego chcemy w zamian?
Wiecznych wakacji?
Mój dziadek cale życie był tez belfrem... i z tego co pamietam jemu się chciało! A jego uczniom?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz