Na grzybach…
Podczas naszego wakacyjnego pobytu na podparyskiej wsi, o
którym zaczęłam pisać wczoraj, jedną połowę dnia spędziliśmy na koniach, drugą
na zakupach, trzecią na ćwierćfinałach tenisowych Paris-Bercy, gdzie mieliśmy
przyjemność oglądać mecz Nadal-Gasquet i Berdych – Ferrer i jedną na… grzybach !
Był słoneczny czwartkowy poranek, tuż przed Wszystkimi
świętymi, których w mojej francuskiej rodzinie się nie obchodzi. Dzieci o 7 h
rano zrobiły nam pobudkę i po obfitym śniadaniu ruszyliśmy trzema samochodami w
las, zwany lasem Rambouillet. Typhaine i Alban znali tam już grzybne miejsca.
Było zimno ale w kurtkach, gumiakach całkiem znośnie !
Nazbieraliśmy sporo borowików i maślaków… innych grzybów nie
braliśmy bo ani ja ani szwagierka nie byłyśmy pewne co do ich zjadliwości. W
międzyczasie najmłodszy bo 2 i pół miesięczny czestnik grzybobrania zgłodniał.
Typhaine niewiele myśląc usadowiła się na ogromnym, ściętym
pniu. Przygotowała butelkę mleka… bo pod tym względem ona i ja się nie różnimy
wszędzie nosimy ze sobą dozy mleka, wodę mineralną, pieluchy i mokre serwetki –
w razie co. Gdy butla była gotowa, dosłownie po 10 sekundach Léandre wylądował
też na pniu. Wyglądali przuroczo !
Po posiłku dalsze grzybobranie a około 11h wyjazd do
miasteczka obok do kawiarni na kawę dla dorosłych a dla dzieci na gorącą
czekoladę…
Wieczorem usmażyliśmy nasze zbiory na maśle, z zieloną
pietruszką i czosnkiem, po prostu… dzieciaki się zajadały i dorośli też !
hihi jak bym siebie widziała :) nigdy nie chciałam i nie potrafiłam usiedzieć w domu więc moje dzieci były karmione- i piersią, i butelką, i przecierami - w najdziwniejszych miejscach :)
OdpowiedzUsuńNatalio ja podobnie... wszedzie z prowiantem... pamietam nawet jak Antek mial 8 miesiecy i groty w Dordogne zesmy z nim zwiedzali... pod ziemia, jaskinie...
OdpowiedzUsuń